piątek, 03 listopad 2017 09:48

Sójkowa złość

Napisane przez Krzysztof Pawlukojć
OCHRONIARZ Z LICENCJĄ

Przez las niesie się echo przeraźliwego wrzasku, przeciągłego krzyku. Lament w koronie drzewa, jakby ktoś kogoś ze skóry obdzierał. W dodatku przesuwa się proporcjonalnie z kierunkiem mojego marszu. Każdy krok, każde zejście z wytyczonej ścieżki w gąszcz naznaczone skrzekliwym wydzieraniem się zwiadowcy. Leśny system alarmowo- sygnalizacyjny został właśnie uruchomiony. To oczywiście sójki - pracownicy ochrony leśnej w dodatku z licencją I i II stopnia!

LEŚNY STRAŻNIK, CZY ŻARTOWNIŚ?

Zawsze zastanawiała mnie ta alarmowa działalność sójek, które są chyba jeszcze bardziej wrzaskliwe i hałaśliwe po sezonie lęgowym. W końcu jesienią nie muszą odstraszać, chronić swojego potomstwa, analizować i śledzić zagrożenia. Zaniepokojone mogą się najnormalniej w świecie czasowo ewakuować pokazując grzybiarzowi, czy innemu leśnemu szwędaczowi symboliczny "gest Kozakiewicza". Tymczasem one kontrolują, zaglądają, towarzyszą, sygnalizują i drą się wniebogłosy... Oczywiście leśna brać zadowolona. Takie ostrzeżenia w końcu nie dotyczą tylko człowieka, ale każdego innego potencjalnie niebezpiecznego zwierza. Ten, komu codziennie przychodzi odgrywać niewdzięczną rolę ofiary, taki sygnał chłonie wszystkimi zmysłami. Dla leśnych słabeuszy sójkowa działalność alarmowa jest nie do przecenienia. Ja jednak wątpię, by to zachowanie sójek było determinowane obawą o słabszych, bezbronnych i nieświadomych zagrożenia innych mieszkańców lasu. Wrzaskliwość sójek być może podyktowana jest jakaś determinacją, nadwrażliwością, a nawet złością. To w końcu jej rewir, jej domostwo, jej bajka, jej piaskownica i jej zabawki. A tu człapie i przeszkadza jakiś i intruz i nawet kleszcza się nie obawia. Depcze, hałasuje, kręci się i wszystko psuje. Niech wraca do swojego betonowego lasu. Sójka w końcu też ma swoje plany, obowiązki, nie ma czasu do stracenia - również jesienią. Czasami jednak wydaje mi się, że ta alarmująca leśna inwigilacja napotkanego przybysza to może być również forma pewnej prowokacji, żartu, zabawy. Nie zapominajmy, że to w końcu ptaki należące do rodziny krukowatych, a to elita inteligentów, prawdziwych influencerów ptasiego świata! A te łobuzy nudy i stagnacji nie znoszą!

AWANTURA W CENTRUM MIASTA

Prawdziwa i szczera sójkowa złość to jednak zdecydowanie większy wulkan emocji. Miałem okazję zasmakować konfrontacji z rzeczywiście rozsierdzonym ptakiem, przy jego gnieździe, w dodatku niemal w samym centrum miasta. Mimo, iż sójka to miłośnik lasu, parki i wszelkie inne miejskie zadrzewienia to również pożądane i poszukiwanie "miejscówki". Sprytnie poruszają się w miejskiej przestrzeni, wiosną są niemal niewidoczne, przemykają, przedzierają się, z zachowaniem bezpiecznej anonimowości. Chętnie zaglądają na obrzeża miast, gdzie ustronnie, cicho i spokojnie. Gdzie miejski gwar i dynamika przechodzą w nieco spokojniejszy, bardziej sielski i leniwy rytm.

Przechodziłem kulturalnie, spokojnie, bez nerwów i pośpiechu w miejscu przystosowanym i przeznaczonym dla spacerowiczów. Była alejka, był szpaler drzew, była pogoda i było samo południe, środek dnia. Nie robiłem nic, co by w jakiś szczególny sposób wyróżniało się w zestawieniu z całym zastępem piechurów podążających tym samym traktem. No chyba, że się trochę bardziej rozglądałem wyposażony w lornetkę i aparat fotograficzny. Być może to właśnie mój wizerunek i jakaś wzmożona aktywność i ciekawość dały impuls do bulwersacji i zupełnego... (tu należy wypikać - zwrot niecenzuralny)! Wściekła sójka wyskoczyła z najbliższego drzewa i przysiadła na przydrożnym ogrodzeniu. W oczach obłęd, łeb nastroszony, nie było żartów i zbędnego kalkulowania. Sójka szła na całość. Wrzask był niesłychany, tony niezwykłe, poczułem się aż trochę skrępowany i stremowany. Rozpaczliwe lamenty sójki zaczęły zwracać uwagę przypadkowych przechodniów. Zacząłem się już obawiać, że zaraz ktoś pomyśli, że rzeczywiście z mojej strony dzieje się jakaś krzywda dla bezbronnych ptaków. Sójka jednak nie zwalniała tempa. Przelatywała z ogrodzenia na wstający znak drogowy, ze znaku na płot przy domu. Groziła mi, przeklinała w swoim języku i wymyślała na czym świat stoi. To jednak nie było wszystko. Zaczęła się zachowywać w sposób nieprzewidywalny i nawet nieco przerażający. Rozpędzała się z całych sił i imitowała atak na ścianę znajdującego się przy alejce budynku. Wszystko oczywiście w akompaniamencie dzikiego, skrzekliwego zawodzenia. Rzucała się z dziobem i pazurami na murowanego przeciwnika. Pokaz był dosadny, a przekaz jasny i klarowny - uciekaj intruzie, patrz do czego jestem zdolna i jakie mam możliwości, a jak jeszcze trochę postoisz to? sam zobaczysz co będzie! Oddaliłem się zatem grzecznie i posłusznie, ale wcale nie dlatego, że przeraziła mnie ta prezentacja ptasiej siły i determinacji. Głupio mi było przed przechodzącymi ludźmi, jeszcze gotowi pomyśleć, że ta histeryczna reakcja sójki to rzeczywiście efekt jakiegoś mojego niecnego działania.

SÓJKA JAKO RARYTAS

W krajowej rodzinie krukowatych jest czarno... albo bardzo czarno. Kruki, gawrony, sroki, kawki raczej nie porażają barwą swoje upierzenia. Nie ma symfonii zmysłów, nie ma szaleństwa kolorów, nie ma zachwytów, nie ma wrażeń, nie ma ochów, ani żadnych achów. Jednak jak w każdej porządnej rodzinie zdarzają się wyjątki. W tym przypadku mamy dwa: mniej znana - orzechówka i bardziej znana - sójka. Oba gatunki noszą się modnie, strojnie, można powiedzieć, że nawet wyzywająco. Szał, szyk, uroda, a przede wszystkim kolory - wyraziste, soczyste, zdecydowane. Żadnej ascezy i minimalizmu. Dla wielu niewtajemniczonych w tajniki ornitologii osób trudno uwierzyć, że sójka jest bliskim kuzynem "ponurego" kruka, czy gawrona. Ta gustowna kreskowana "czapeczka", ten wąsik, ach ten wąsik... Przede wszystkim jednak pastelowo - brązowe upierzenie i niewielki szczegół bijący po oczach, czyli charakterystyczne, gustowne niebieskie lusterka na skrzydłach z delikatnym prążkowaniem. Cały wizerunek godny ptasiego arystokraty, a nie krukowatego żałobnika. Z cała pewnością dzięki tym walorom sójka zyskuje popularność nie tylko wśród miłośników ptaków. To ptak, którego wygląd opisywano mi już na setki sposobów z prośbą o rozpoznanie, identyfikację, ekspertyzę. Za każdym razem przypadkowy obserwator był zaaferowany niezwykłym wyglądem tych ptaków i miał nadzieję graniczącą z pewnością, że dostrzegł jakiś wyjątkowy i rzadki "ornitologiczny rarytas". Po krótkiej wymianie faktów zazwyczaj okazywało się, że była to tylko sójka... i aż sójka! A czemu to właśnie ten ptak tak chętnie wpada w oko tzw. "zwykłego śmiertelnika"? Po pierwsze jak już ustaliliśmy jest to ptak atrakcyjne ubarwiony, po drugie jest dosyć dużych rozmiarów, a po trzecie jest hałaśliwy i gadatliwy, a często wrzaskliwy, więc nic dziwnego, że zwraca na siebie uwagę.

OCHRONA WSPIERA OCHRONĘ

Sójka raczej w śmieciach nie grzebie i nie brodzi. W tym również odbiega od krukowatej braci. To nie jest typ "kloszarda", czy innego żebraka szukającego swojego szczęścia w trudnym okresie jesienno - zimowym na śmietnisku. To stworzenie przedsiębiorcze, przezorne i pracowite. Nie w głowie mu włóczęga, szukanie i myślenie w typie: aby się najeść dzisiaj, a jutro jakoś tam będzie. Sójki już jesienią myślą o zimie i kombinują, jak się najlepiej i najpewniej zabezpieczyć przed tą trudną porą roku. Szybko doszły do wniosku, że jeżeli dziś jest w lesie tyle wartościowego pokarmu i nie są w stanie wszystkiego przejeść, to warto porobić sobie odpowiednie zapasy na zimę. Na czas, kiedy zdobycie byle kęsa będzie graniczyło z cudem. I tak co roku sójki z zapałem jesienią organizują swoje spiżarnie i kryjówki, w których utykają swoje ulubione żołędzie , owoce buku, orzechy i inne specjały. Zagrzebują w ziemi, wciskają pod korzenie, wpychają w szczeliny drzew i gdzie tam jeszcze maja pomysł i fantazję. Jak najwięcej i jak najefektywniej. A że po kilku miesiącach o swoich niektórych tajemnych skrytkach zapomną to już szczegół. Przynajmniej będzie szansa, że kiedyś z tego "zachomikowanego" kąska wyrośnie potężne drzewo!

Na placu składowiskowym ZUOK-u raczej nie zauważymy kolorowych sylwetek sójek. Czasami tylko przelecą, przemkną niepostrzeżenie, ukradkiem, chyłkiem... Od jednej do drugiej ściany lasu. Swoje rewiry, trasy przelotu, sieć tajemnych sójczych przejść i zakamarków usytuowały tuż przy bramie wjazdowej do zakładu i budynku ochrony. Nic dziwnego - ciągnie swój do swego. Ochroniarze wszelkich maści - łączcie się! Sójka jako strażnik, ochrona oraz żywy alarm lasu i jego mieszkańców monitoruje i czuwa nad porządkiem drzewostanu przylegającego do granicy zakładu. Z kolei dzielny i czujny pracownik ochrony, człowiek z krwi i kości, dba o prządek na posesji oraz by nikt postronny i niepożądany nie kręcił się w pobliżu, a także nie zakłócał porządku i spokoju, również dla przebywających tam ptaków. Zupełnie zgrany tandem i to sklecony całkiem przypadkowo. Jeden wspiera drugiego, drugi uzupełnia pierwszego. Tak trzymać! Czuwaj!