Wydrukuj tę stronę
czwartek, 17 maj 2018 11:00

Miniaturka bociana

Napisane przez Krzysztof Pawlukojć

W oczekiwaniu na zakładowe błoto

Czy łęczak może przebywać na wysypiskach odpadów? Czy na terenie ogrodzonego, strzeżonego zakładu, z infrastrukturą, maszynami i urządzeniami można dostrzec charakterystyczne sylwetki tych dosyć pospolitych w czasie wiosennych przelotów brodźców? Czy siedzący w tej chwili przed klawiaturą komputera autor tego felietonu widział i udokumentował łęczaki w Spytkowie? Odpowiedź na te pytania jest jedna: 3 x tak!

MINIATURKA BOCIANA

Całe rozważania dotyczące łęczakowych skłonności śmieciowych należy rozpocząć od krótkiego opisu i charakterystyki tego stworzenia. Co to w ogóle za ptaszysko, z czym się kojarzy, jak się prezentuje, jakie ma skłonności, jakie spełnia kryteria, co się o nim mówi w kuluarach i czego dowiedzieć się nie sposób. A więc garść faktów i cała masa plotek! Po pierwsze: wygląd! Łęczak to szarobrązowy jegomość wielkości drozda z plamkowanym deseniem na grzbiecie i kreskowaniem na piersi. Jak każdy ptasi gatunek ma oczywiście swoje atrybuty i mocne strony. Do nich należą przede wszystkim: długi, prosty i dosyć cienki dziób - precyzyjne narzędzie, a także mocne i wydłużone nogi sprawiające, że ptak dobrze porusza się po lądzie, a co jest najważniejsze - ma odpowiednią dynamikę i przyspieszenie. Mając przed sobą takie stworzenie o "miniaturowo bocianich" proporcjach i wyglądzie nie trzeba być wielce zmyślnym i inteligentnym, żeby określić dietę tych ptaków, a już na pewno sposób jego pozyskiwania. Oczywiście taki ptak dybie przede wszystkim na drobne owady, mięczaki, pajęczaki, skorupiaki i wszelkie inne żyjątka, których poszukuje w płytkiej wodzie, błocie, mule, nad brzegami stawów, śródpolnych rozlewisk, oczek wodnych, a czasem jezior. Tu długi dziób sprawdza się doskonale i łęczak nie zawaha się z niego skorzystać. Rozgarnia, przebiera, grzebie, wyciąga, sonduje w grząskim podłożu. Niewielkie zwierzątka zagrzebane i poukrywane w mule nie mogą czuć się bezpiecznie. A dziób po takiej robocie brudny, w błocie, w mazidle, w wodorostach. Nic sobie jednak z tego łęczak nie robi. Na higienę przyjdzie czas po kolacji...

NIE W GŁOWIE ŻENIACZKA

Tak naprawdę to łęczak jest dla nas gatunkiem obcym, a w pewnym sensie nawet nieco egzotycznym. Mimo, iż chętnie przebywa wiosną na naszych podmokłych łąkach, przy brzegach stawów, i rozlewisk to jednak gnieździć się w Polsce już nie chce. Kiedyś było zupełnie inaczej. Łęczaki były u nas ptakami lęgowymi i to w dosyć sporych ilościach. Obecnie gniazda tych ptaków na terenie kraju są tylko incydentalnymi przypadkami jakichś ekstrawaganckich, pojedynczych par i wzbudzają niemałą sensację wśród miłośników ptaków. Osuszanie bagien, mokradeł oraz prace melioracyjne sprawiły, że ptaki na lęgi przenoszą się dalej na wschód i północ kontynentu. Wiosną jeszcze na naszych terenach nie jest najgorzej, ale gdy letnie słońce mocniej przygrzeje wszelkie mokradełka schną i zarastają w błyskawicznym tempie, a co za tym idzie kurczą się zdecydowanie areały żerowiskowe dla brodźców. Zmyślne ptaki nie mogą sobie na to pozwolić, w końcu to odpowiedzialni rodzice, którzy muszą wybrać optymalne warunki do rozwoju swoich pociech. Dlatego do rozrodu wybierają bardziej dzikie i odludne mokradła, bagna, moczary w strefie niedostępnej tundry, czy tajgi, gdzie człowiek póki co jeszcze nie ma nic do powiedzenia i przyroda kieruje się własnym interesem. Tak się składa, że to bardzo często jest wspólny interes wielu stworzeń, w tym również łęczaków.

Nie wszystkie brodźce mkną i czym prędzej gnają w kierunku północno - wschodnich krańców Europy. Tam tylko pilno osobnikom, które już są nastawione na założenie rodziny i wychowanie potomstwa. Kawalerowie i panny, którym jeszcze nie w głowie ?żeniaczka? i własny przychówek bardzo często przez całą wiosnę i lato koczują na naszych terenach przy brzegach jezior i stawów. Nie mają potrzeby i presji pędu na złamanie karku w odległe krainy. Pojedynczy, zaradny ptak i u nas się swobodnie wyżywi.

WYŻYWIENIE NA WYSYPISKU

I tak regularnie w maju, czerwcu i lipcu pojedyncze łęczaki, a nawet małe grupki tych ptaków widuję na terenie Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych w Spytkowie. A więc czy już do takiego stopnia upadły te "bezrkęgowcowożerne" ptaki, że uciekły się do rozpaczliwego grzebania w resztkach i odpadkach z ludzkiego stołu? Czy drobne mięczaki i pierścienice zostały zastąpione przeterminowanym kabanosem? Czy z wodnych skorupiaków i pajęczaków zawartych w karcie codziennego menu można zrezygnować na rzecz podstarzałej mortadeli? Czy w ślad za bocianami i te miniaturki bocianów mogą tak swobodnie przejść na śniadania i kolacje "śmieciowe", czyli tzw. "fast food". Odpowiedzi na te wszystkie pytania są następujące: nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Przynajmniej na razie! Co więc robią łęczaki na terenie strzeżonego i ogrodzonego zakładu? Przecież nie opalają się tam, ani nie zbierają surowców wtórnych. Powód jest prosty i prozaiczny. Plac składowiskowy na terenie ZUOK-U póki co nie jest jeszcze w pełni pokryty hałdami odpadów. Dosyć duże fragmenty jego powierzchni są odsłonięte, porośnięte roślinnością i chwastami. To teren piaszczysty, na którym po większych opadach często na dłużej stoi woda, tworząc często duże i rozległe kałuże. To przyciąga przelatujące łęczaki, które chętnie lądują przy wodzie, szczególnie kiedy w okolicy na takie mokre oazy jest już zdecydowany deficyt. Tam oczywiście łęczaki robią to co potrafią najlepiej. Biegają po płytkiej wodzie i błotku i wyszukują wszystkiego co się tam rusza. I interes się kręci... dla wszystkich. Dla łęczaków, że mogą sobie tam odpocząć i podjeść; dla mnie, że mogę zaobserwować i przyczaić się z aparatem na te sympatyczne ptaki i dla ZUOK-u, że kolejny gatunek trafia do galerii skrzydlatych rezydentów, korzystających z gościnności zakładu, który dla ptaków jest jak najbardziej "na tak", a nawet "na ptak"!

IMG_4861.jpg IMG_4866.jpg IMG_4870.jpg

Obraz 094.jpg Obraz 133.jpg Obraz 161.jpg

Obraz 166.jpg