piątek, 30 czerwiec 2017 05:37

Stołówka na składowisku

Napisane przez Krzysztof Pawlukojć

WIELKIE ŻARCIE

Wiele osób zadaje mi pytanie: co tak naprawdę przyciąga ptaki na plac składowiskowy Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych w Spytkowie? W końcu wszystko jest tam oddzielone, posegregowane, odzyskane, przebrane. Na wysypisko w zasadzie trafiają resztki zupełnie nieprzydatne, bezwartościowe, nienadające się do jakiegokolwiek przetworzenia i wykorzystania. A jednak olbrzymie stada ptaków nadal na coś liczą. Od świtu do zmierzchu przemierzają plac , grzebią, szukają, myszkują, szperają... i zawsze coś wynajdą! A co można wartościowego wyciągnąć ze sterty szmat, gąbek, starych ubrań, butów, worków i całej masy innych "skarbów". Od dwóch lat staram się cierpliwie przekradać po wysypisku, zaglądać "śmieciowym" ptakom w dzioby i sprawdzać co wynoszą z terenu zakładu. Mam więc okazję co jakiś czas poczuć się jak rasowy ochroniarz w supermarkecie.

PIECZYWO, KOŚCI I MYSZ ZDECHŁA

Zimową porą teren zakładu rysuje się w czarno - białych barwach. I to wcale nie jest wyraz jakiejś pesymistycznej wizji malkontenta tęskniącego za wiosną. Nie jest to również efekt zubożenia kolorystyki krajobrazu za pośrednictwem rozległej śnieżno - lodowej pokrywy. W tym przypadku dwubarwne tło rzucają dwie grupy ptaków silnie uzależnionych od ludzkich odpadków, resztek, śmieci - czarne ptaki krukowate i dla równowagi kontrastujące z nimi białe mewy. Szczególnie w mroźne, krótkie i ponure dni wartość i znaczenie śmieciowej "pulpy" rośnie i staje się niemal na wagę złota. Co ja wypisuje... złota? Też mi coś, co tam ptakom po świecidełkach. To towar bezcenny, nie do wycenienia i nie do przecenienia. Mimo iż - tak jak wspominałem - na plac trafiają już tylko same wyselekcjonowane resztki z resztek.


Całe szpalery gawronów, kawek, wron siwych i kruków przeczesują w pocie czoła rozległe hałdy śmieci. Mewy z kolei w myśl zasady "huzia na Józia", czyli jeżeli Józio coś znajdzie to trzeba mu to wyrwać, wyszarpać, złupić i zrabować. W takiej atmosferze nie brakuje awantur, spięć. Wszystko odbywa się w pośpiechu i wielkim chaosie. Leżałem wiele razy wewnątrz takiego ogromnego, zimowego stada i starałem się wypatrywać, co trafia do ptasich dziobów na wysypisku. Nie zawsze to było łatwe i możliwe do wychwycenia. Drobniejsze kąski szybko i niepostrzeżenie znikały w ptasich gardzielach. Czasami z kolei awantura o cenny łup była tak duża, że dziesiątki, a nawet setki ptaków tłoczyły się tworząc niesamowity mętlik. Pierzasta chmura ptaków wirowała przysłaniając cały horyzont. W takim zamieszaniu zazwyczaj nie ma szans dostrzec przedmiotu owej walki i rywalizacji.


Jednak jak długo leżysz to zawsze coś ... wyleżysz. Próby wychwycenia i sfotografowania ptaków z pokarmem również się udawały. Najczęściej w ptasich dziobach widywałem resztki pieczywa. Czasami bywały to niewielkie cząstki, kawałki skórek wielkości palca. To zwykle łup do przełknięcia na miejscu. Z kolei zdarzały się również całe kromki, skrzętnie wygrzebane ze sterty odpadów. To już większy kaliber, a wówczas trzeba się liczyć z błyskawicznym atakiem czyhającej na moment nieuwagi konkurencji. Z dużą porcją trzeba się czym prędzej ewakuować jak najdalej w ustronne miejsce. Taka ucieczka jednak wcale nie jest prosta. Szczęśliwy znalazca w takim tłoku nie ma szans na dyskretne nawianie. Grupa pościgowa jest więc nie do uniknięcia. Zimowy pokarm w składowiskowej spiżarni jest dostępny przede wszystkim w formie mrożonek. Stężałe kromki chleba, resztki chipsów, chrupki - wszystko zmarznięte na kość. Nie zraża to ptasich gości, którzy łupią i kruszą z animuszem znalezione kąski swoimi mocnymi dziobami.


Ze sterty śmieci bardzo często, szczególnie kruki i wrony siwe wygrzebują kości. To również cenne pożywienie. Bywają odpadki z resztkami mięsa, co jest niesłychanym bonusem znaleziska. Często rozwleczone resztki kości można znaleźć na obrzeżach placu. Tam krukowate w swoim zwyczaju próbują je rozłupać, aby dobrać się do szpiku. Kiedy nie są w stanie napocząć twardej struktury za pomocą swoich dziobów zrzucają znalezisko z dużej wysokości na twarde podłoże. Czasami się udaje! Można z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że na placu odbywa się druga faza sortowania. Co człowiek przeoczy to ptak wyzbiera! Tu się wszystko doskonale uzupełnia. W ptasich dziobach widywałem kawałki kiełbasy myśliwskiej, krakowskiej podsuszanej, czy udko kurczaka. Zdarzały się również pokarmy niestandardowe, jak choćby zdechła mysz lub resztki martwej kawki. Na placu składowiskowym zimą się nie wybrzydza i dosłownie nic się nie marnuje!

WOJSKOWY PROWIANT

Czasami jednak trafia się okazja wyjątkowa. Coś co ptakom w głowie się nie mieści. Prawdziwy przepych, żywieniowe eldorado, stołówka typu "All inclusive", tyle pożywienia że się go nie przeje, tyle, że wszystkim wystarczy. Takie rzeczy zdarzają się tylko w takich miejscach jak ZUOK Spytkowo. I to m.in. dlatego takich enklaw ptaki pilnują, stale tam przebywają i czatują na coś wyjątkowego. Ostatnio w czerwcu natrafiłem na taki żywieniowy bonus, na który ptaki liczą i na który czekają. Wśród ptaków zapanowało szaleństwo, wariactwo, pełnia szczęścia. Bociany w szalonym wyścigu, biegiem niczym strusie, pędziły w kierunku sterty. Wcześniej kłębiła się już cała masa wygłodniałych mew. Zwykle płochliwe ptaki w obliczu takiej okazji stają się niewzruszone i niezainteresowane cała otoczką. To nic, że stałem kilka metrów od sterty, to nic, że robiłem zdjęcia, to nic, że rozstawiałem statywy i kręciłem się dookoła. Mewy, kawki i gawrony były zahipnotyzowane takim przyjęciem, taką wyżerką, takim wyborem. Gdy dotarły bociany całe szaleństwo rozpoczęło się na dobre. Za pomocą swoich ostrych dziobów szybko porozrywały worki, z których - ku uciesze skrzydlatej gawiedzi - wyleciała cała zawartość. A czego tam nie było? Pieczywo, mięso, sery, twarogi, sosy, kiełbasy, owoce i warzywa - do wyboru, do koloru. Usmarowane dzioby szczęśliwych ptaków błyszczały w słonecznym blasku. Nikt ich nie gonił, nikt nie zabraniał, nikt nie blokował. Po prostu - wolna amerykanka. Mimo, że pożywienia było aż nadto kilkanaście żerujących bocianów próbowało zaprowadzić swoje rządy. Przeganiały drobniejsze ptaki, a i między nimi nierzadko dochodziło do spięć i awantur. Syczały na siebie w złości i frustracji, a gdy to nie skutkowały ruszały do krótkotrwałych zwarć. Karmnika o takim kalibrze w życiu nie widziałem. Hałas, rumor, zgiełk i kłębowisko ptaków, jak u Hitchcocka. Obserwując to niesamowite widowisko przez długie godziny w końcu... niespodziewanie zgłodniałem. Mimo wszystko jednak powstrzymałem się i nie podkradałem ptakom. Wróciłem czym prędzej do domu i okazało się, że na obiad jest... kurczak pieczony z marchewką! Też nieźle!