Joanna
Zakładowy bocian nie odleciał
Sylwetka z długimi nogami i pokaźnym dziobem
To się porobiło! Wrześniowy liść na drzewie już powoli żółknie, a na terenie ZUOK-u jeszcze jedna sylwetka z długimi nogami i pokaźnym dziobem. O tej porze powinno pozostać po nich jedynie wspomnienie. A tu realny bocian – z krwi i kości. Coś mi się wydaje, że z tym nieszczęśnikiem będzie jeszcze wiele kłopotu i zamieszania. Najwyraźniej nie załapał się w tym roku na bilet lotniczy do Afryki!!!
UZIEMIONY NA STARCIE
Nie załapał się do tej pory, a wydaje się, że sprzedaż wszelkich biletów w tym sezonie dla bocianów została już zakończona. To ptaki, których wędrówki są wyjątkowo punktualne i określone ściśle w kalendarzowym porządku. Wszystko ze względu na warunki pogodowe, z których korzystają te ptaki. Bociany wykorzystują kominy ciepłego powietrza, które wynoszą ich wysoko i dzięki którym mogą szybować oszczędzając energię. Najwidoczniej takie warunki pojawiają się w ostatniej dekadzie sierpnia i wówczas wszystkie boćki, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, znikają z naszego mazurskiego krajobrazu.
Tym razem jeden z boćków został uziemiony i nie podjął wędrówki. Dlaczego akurat temu się nie udało zabrać z ekipą, znajomymi i rodziną? Dlaczego nie dołączył do sejmikujących, zbierających się do wędrówki innych bocianów z okolicy? Dlaczego pozostał na terenie zakładu zamiast w tym momencie (na początku września) z góry podziwiać piękne widoki zachodniej Europy? Tu trzeba szybko spieszyć ze słowami obrony naszego bohatera. Przedłużony pobyt bociana na terenie składowiska to nie wyraz jego lenistwa, lekceważenia czy wygodnictwa. To także nie zachcianka, wymysł czy ekstrawagancja. Ten konkretny bociek po prostu nie miał żadnego wyboru. To zupełnie wyjątkowa historia, która mogłaby stanowić scenariusz na całkiem ciekawy film. Ale najlepiej zacząć od początku…
GNIAZDA W ZAKŁADZIE
Żeby łatwiej było przedstawić wszystkie zdarzenia od początku do końca warto by było nadać jakieś imię dla naszego długonogiego bohatera. Z racji miejsca urodzenia myślę, że całkiem zręcznym pseudonimem będzie Kompuś (w końcu przyszedł na świat w gnieździe na budynku kompostowni). Tak, to będzie opowieść o małym, a nawet bardzo małym i jeszcze bardziej bezbronnym i nieświadomym stworzeniu. Kompuś przyszedł na świat dopiero kilka miesięcy temu. W swoim króciutkim żywocie miał sporo szczęścia, ale i jeszcze więcej pecha. Był jednym z pierwszych ptaków, które przyszły na świat na terenie zakładu.
Już w poprzednim roku dorosłe ptaki testowały możliwość założenia swoich gniazd w oparciu o infrastrukturę tego uprzemysłowionego skrawka terenu. To miał być przełomowy i historyczny zwrot w dziejach lokalnych boćków – lokum tuż przy składowisku, a więc tuż przy żarciu, żeby nie powiedzieć, przy korycie. Wygodnictwo, komfort, a jednocześnie kontrowersje. Jak się odnieść do nowych wyborów bocianów, które porzuciły tradycyjną skłonność osiedlania się w malowniczym krajobrazie wiosek, łąk i pól? Czy to się godzi, a przede wszystkim nie szkodzi? Czy tego typu całodobowa stołówka tuż przy gnieździe to pokusa dla rodziców i wygoda, która eliminuje potrzebę szukania pokarmu naturalnego i pełnowartościowego dla młodych ptaków? Pytań przybywało w tym samym tempie, co bocianich gniazd na stelażu urządzeń kompostowni. Jednak w ubiegłym roku żadne jajo nie wylądowało w uwitych pieczołowicie konstrukcjach, co pozwalało przypuszczać, że teren zakładu to tylko poligon doświadczalny dla początkujących, przyszłych rodziców. Nic z tego, co się odwlecze to nie uciecze, jak mawia staropolskie porzekadło. W tym sezonie żarty i wszelka prowizorka się skończyły. Bociany postanowiły pójść na całość i w dwóch z sześciu utworzonych gniazd pojawiły się pisklęta.
NARODZINY NIE W PORĘ
Pionierska para, która jako pierwsza zdecydowała się na ten ruch z powodzeniem odchowała dwójkę maluchów. W pewnym momencie z gniazda wyglądały trzy głowy, ale jeden z młodych najwidoczniej nie przeżył. W drugim gnieździe na świat przyszły dwa bocianki, jednym z nich była właśnie Kompuś. Niestety był to, jak na bociany, bardzo późny lęg. Młodziaki zaczęły być widoczne w gnieździe dopiero w połowie wakacji. Trudno powiedzieć, co było przyczyną tych opóźnień. Może to brak doświadczenia rodziców, a może wynik jakichś komplikacji w pierwszej fazie sezonu lęgowego. Od początku jednak sytuacja młodych ptaszków wydawała się trudna. Od wyklucia bociany potrzebują ok 70 dni, aby się w pełni odchować i być w miarę samodzielnymi ptakami. Ale do tego czasu zdecydowanie potrzebują troskliwej opieki w pełnym zakresie przez 24 godziny na dobę. Rodzic jest więc niezbędny i nie do zastąpienia.
Podczas mojej wizyty w zakładzie tydzień później zauważyłem w gnieździe już tylko jednego małego boćka. Być może rodzice pozbyli się jednego pisklaka, wiedząc, że nie dadzą rady w porę odchować potomka. U bocianów takie zachowania zdarzają się dosyć często. Jednak Kompuś dalej tkwił w swoich pieleszach licząc, że uda mu się ten nieco beznadziejny wyścig z czasem. U bocianów liczy się punktualność i terminowość. Swoje wędrówki rozpoczynają jakby z zegarkiem na skrzydle. Jak przychodzi ich czas nic się nie liczy, a przynajmniej mało co i mało kiedy. Bywają wtedy przypadki pozostawiania i porzucania swoich nieodchowanych w pełni i niesamodzielnych młodych. Tak się niestety stało i tym razem. Osamotniony maluch pewnego dnia został sam. Na próżno wyglądał rodziców z pokarmem, a także wodą, co w upalne dni jest koniecznością. Jego los w normalnych warunkach byłby przesądzony. Ptaszek szybko słabł i tylko kwestią czasu było jego rychłe pożegnanie z dopiero co poznanym światem.
PRACOWNICY NA MEDAL
Jednak w takich momentach bociany białe korzystają ze swojego zwyczaju gnieżdżenia się w pobliżu siedlisk ludzkich. Na pustkowiu i odludziu może jest komfort spokoju, ale zwierzęta muszą liczyć tylko na siebie. W przypadku bocianów w obliczu nieszczęść i niepowodzeń zwykle do akcji wkracza człowiek. Stąd bardzo często młode, niedoświadczone, chore czy kontuzjowane boćki trafiają do ptasich klinik i azylów. Tym razem również Kompuś doświadczył interwencji dwunożnych przyjaciół i sympatyków. Tu z pomocą przybyli czujni i bystrzy pracownicy zakładu, którzy dostrzegli słabą kondycję oczekującego malca i przedłużającą się niebezpiecznie nieobecność dorosłych ptaków na całym terenie ZUOK-u. Nastąpiła szybka reakcja i interwencja. Ptak został zdjęty z gniazda i napojony. Po pewnym czasie Kompuś zaczął powoli wracać do sił. Jednak nadal nie nauczył się latać, więc o podążaniu za rodzicami mowy nie było. Mimo osamotnienia i braku doświadczenia młody bociek z dnia na dzień radził sobie coraz śmielej i sprawniej. Widziano nawet, jak gdzieś upolował mysz, a już zupełnie swobodnie żerował sobie na składowisku.
Teraz mamy już wrzesień. Właśnie wczoraj wróciłem z odwiedzin u Kompusia. Chodził sobie swobodnie wśród mew, odpoczywał, wygrzewając się w ciepłym jeszcze słonku. Gdy się do niego zbliżyłem uciekał szybkim krokiem. Jednak gdy naciskałem go jeszcze bardziej uporczywie, rozprostował skrzydła, zamachał gwałtownie, po czym uniósł się w powietrze i nisko nad ziemią poszybował kilkaset metrów na drugi koniec zakładu. A więc umiejętność latania Kompuś już ma opanowaną.
Wszystko jednak wskazuje na to, że młody bocian pozostanie na zimę w ZUOK-u. To wielka odpowiedzialność dla mnie, dla pracowników zakładu, żeby zapewnić opiekę i pożywienie w czasie zimy oraz dla Młodzieżowej Grupy Badawczej Ptaków Wysypisk „Kania”, żeby wymyślić imię dla naszego młodego bociana, gdyż Kompuś to nie jest zbyt błyskotliwy pomysł. Miejmy nadzieję, że ta historia zakończy się jak w bajce i będzie można zwieńczyć całość tendencyjnym, aczkolwiek przyjemnym - „a potem żył długo i szczęśliwie…”!!!
Europejskie Dni Ptaków w ZUOK Spytkowo
Grupa Badawcza Kania ruszyła w poszukiwaniu ptaków!
W daniach 4-6.10.2019r. odbyło się wyjątkowe święto dla wszystkich miłośników skrzydlatych istot – Europejskie Dni Ptaków. Oczywiście młodzieżowa Grupa Badawcza Ptaków Wysypisk „Kania” włączyła się w obchody i aby uczcić te uroczystości na sobotę zaplanowano obserwacje ptaków w terenie. Koordynacją tej międzynarodowej akcji w Polsce zajmuje się Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków, które na swojej stronie internetowej udostępnia wszelkie informacje o wydarzeniach w całym kraju. Pierwszy weekend to doskonała okazja do podziwiania szybujących i przelatujących ptaków. To na ten okres przypada szczyt migracyjny gatunków udających się na zimowiska. W tym czasie „ptasiarze” w całej Europie obserwują to wspaniałe widowisko i notują gatunki i ilości zaobserwowanych ptaków. Wyniki z kraju są przesyłane do OTOP-u, a później dalej do koordynatora europejskiego.
W tych dniach siedzieć w domu przed telewizorem, czy komputerem po prostu nie wypada. Wiedzą o tym bardzo dobrze uczestnicy grupy „Kania”, którzy również chcieli dołożyć swoją cegiełkę do tego zorganizowanego i zmasowanego liczenia ptactwa na ternie całego naszego kraju. A gdzie grupa związana z ZUOK Spytkowo mogłaby ruszyć w poszukiwaniu ptaków? Oczywiście to retoryczne pytanie. Teren zakładu gwarantował, że młodzi miłośnicy ptaków będą mogli obcować z naprawdę dużymi skupiskami ptaków. Do tego również odsłonięta przestrzeń składowiska umożliwiała obserwacje przelatujących nad placem ptasich stad. To wszystko zaowocowało, że „ptakoluby” z „Kani” w tym roku podczas spaceru w Spytkowie zaobserwowały rekordową dla siebie ilość 2295 ptaków. Były oczywiście duże stada mew srebrzystych i białogłowych, kręciły się śmieszki, mewy siwe, kruki, mazurki i duże zbiorowiska szpaków. Zauważyliśmy też na niebie imponujące stado przelatujących kwiczołów, które składało się z ok. 800 ptaków.
Prawdziwym hitem jednak okazały się kuropatwy, które po raz pierwszy widzieliśmy na terenie ZUOK-u. W tym dniu było prawdziwe ptasie szaleństwo. Duże stada kłębiły się i przelatywały z miejsca na miejsce. Oczywiście nie sposób było dokładnie zanotować ilości poszczególnych gatunków. Musieliśmy opierać się w dużej mierze na szacowaniu i przybliżonych wartościach. Ale dla miłośników ptaków taka obfitość to przyjemny ból głowy.
Jak święto to święto. Trzeba było jakoś dodatkowo uczcić takie wydarzenia. O to zadbała opiekunka grupy – pani Elżbieta Witek – Pawlukojć, która na tę okazję dla uczestników grupy przygotowała atrakcyjny konkurs ornitologiczny, składający się z trzech konkurencji: odczytanie na czas za pomocą lornetki i zapisanie jak największej ilości „obrączek” ptaków, których numery zostały spisane na kartce, rozpoznanie jak największej ilości różnych gatunków ptaków ze zdjęć oraz wypisanie jak najwięcej gatunków które podejmują wędrówki długodystansowe. Konkurs wzbudził niesłychane emocje u młodych przyrodników i wywołał chęć szlachetnej rywalizacji.
Pogoda dopisała, ptaki dopisały, miłośnicy ptaków dopisali. Tego dnia wszystko zgrało się idealnie. Tylko żal, że takie święta są raz do roku. A kto wie, może my we własnym gronie będziemy organizowali je częściej?
Jesień pełna nagród dla ZUOK Spytkowo
Ekostrateg 2019 dla Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych Spytkowo
ZUOK Spytkowo otrzymało kolejną nagrodę w tym roku. EkoStrateg to wyróżnienie przyznawane w ramach ogólnopolskiego programu gospodarczego skierowanego do firm z sektora energetycznego oraz instytucji publicznych zajmujących się ochroną środowiska.
Kolejne nagrody trafiły do ZUOK Spytkowo!
ZUOK Spytkowo aż dwukrotnie doceniony w XX jubileuszowym Konkursie o Puchar Recyklingu.
Puchar Recyklingu to jedyne w Polsce przedsięwzięcie, które w sposób kompleksowy ocenia selektywną zbiórkę odpadów i działania edukacyjne prowadzone w Polsce w tym zakresie. Organizatorzy wyłaniają w ramach konkursu firmy, gminy lub organizacje, które realizują najbardziej efektywne systemy selektywnej zbiórki odpadów u źródła, a także prowadzą ciekawą i skuteczną edukację ekologiczną. Konkurs jest organizowany od 2000 roku przez miesięcznik „Przegląd Komunalny”.
Rusza X edycja „Drzewka za makulaturę”
Zapraszamy do udziału!
Niezmiernie miło nam ogłosić, że rusza akcja „Drzewko za makulaturę”! To już X edycja wydarzenia, podczas którego będzie można wymienić zebraną makulaturę na sadzonkę drzewka bądź krzewu. W tym roku zakupione drzewka nie tylko przyczynią się do produkcji tlenu, ale również zwiększą bazę pokarmową dla pszczół – wybraliśmy takie, które podczas okresu kwitnienia produkują nektar i pyłek.
Młodzi miłośnicy ptaków
Czerwcowe obserwacje grupy „Kania”
Czerwiec dla Młodzieżowej Grupy Badawczej Ptaków Wysypisk „Kania” był zdecydowanie najciekawszym miesiącem. W tym czasie młodzi miłośnicy ptaków odbyli dwie wycieczki na teren Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych w Spytkowie. Czasem słońce, czasem deszcz – pogoda była zmienna, ale i tak nie miała większego wpływu na ilość ciekawych obserwacji i spostrzeżeń.
Po pierwsze czerwcowe wizyty upłynęły pod znakiem ptasiej młodzieży. Nic dziwnego – to w końcu pora, w której większość gatunków ptaków odbyła lęgi, bądź jest w zaawansowanej fazie. Ucieszył nas bardzo fakt, że w dwóch z wywieszonych jesienią budek lęgowych zagnieździły się szpaki. Młode ptaki już były na tyle duże, że wyglądały z ciekawością przez otwory wlotowe wyczekując na rodziców. To już były jednak ostatnie chwile przed wyruszeniem na „wolność” i spróbowaniem samodzielności. W maju z kolei zauważyliśmy, że jedną budkę lęgową odwiedzają bogatki. Być może i tam przyszło na świat nowe pokolenie ptaków.
Niemałe poruszenie małych ornitologów wywołała obserwacja młodych bocianów białych na terenie zakładu. Na stelażu budynku kompostowni ptaki już od ubiegłego roku próbowały zakładać i rozbudowywać swoje gniazda. W tym roku pierwsza para złożyła jaja, z których wykluły się trzy młode. To nietypowe wydarzenie może budzić kontrowersje. W końcu lęgi w pobliżu składowiska odpadów mogą być ryzykowne. Czy ptaki karmione przez rodziców znalezionym w pobliżu, nienaturalnym dla siebie pożywieniem będą w dobrej kondycji i czy taka dieta im posłuży. Być może jednak dorosłe ptaki różnicują pokarm i dostarczają im też pożywienia spoza terenu zakładu. To wszystko się okaże w przyszłości, na razie małe boćki wyglądają na ptaki w całkiem dobrej formie. Pozostaje jeszcze problem szybkiej adaptacji do takich miejsc. Czy ptaki przyzwyczajone do ciągłej obfitości i łatwego dostępu do pożywienia, zgodnie ze swoją naturą, odlecą na zimę, czy też będą próbowały koczować na miejscu kierując się wygodnictwem i minimalizmem. Będziemy bacznie przyglądać się dalszym losom zakładowych boćków.
W czerwcu na terenie składowiska i całego zakładu znacznie przybyło mew, w tym najwięcej śmieszek. Ptaki te przybywały w wielkich stadach, a pod koniec miesiąca wśród nich widać już było młode, pierwszoroczne mewy. To znak, że niektóre śmieszki miały już okres lęgowy za sobą. Kiedy młode uzyskają już zdolność do lotu, mewy zbierają się w większe grupy i szukają pożywienia na obrzeżach miast, polach, a często również na składowiskach odpadów. Wśród dużej zbiorowości tych ptaków udało nam się wypatrzeć kilka osobników z obrączkami, co udokumentowaliśmy na zdjęciach. Informacje o tych ptakach prześlemy do Stacji Ornitologicznej PAN.
Pod koniec czerwca również otrzymaliśmy wspaniały pokaz zaprezentowany przez kanie rude i kanie czarne, które pięknie szybowały i krążyły nad placem. W pewnym momencie na niebie można było dostrzec jednocześnie aż dziesięć sylwetek tych drapieżników. W tym przypadku również do dorosłych mogły już dołączyć młode ptaki, które zwykle opuszczają gniazda w drugiej dekadzie czerwca.
Nowe pokolenie ptaków to zawsze bardzo wdzięczny obiekt obserwacji. Niezbyt płochliwe, dopiero szukające nowych doświadczeń, ciekawskie i wszędobylskie stworzenia budzą pozytywne odczucia oraz optymizm, że po raz kolejny trud i ciężka praca dorosłych przyniosła pozytywne efekty.
W małym ciele wielki duch
Maluch z charakterem i temperamentem
Trzeba mieć furę szczęścia, jakieś układy na górze, a później całe pokłady wewnętrznego sprytu, sprawności i mocy, aby jako niewielka modraszka przejść kompletną drogę rozwoju od jajka po wiek dojrzały. Możemy zatem z całą pewnością stwierdzić, że każda napotkana przez nas sikora to niebywały szczęściarz. Sito eliminacyjne jest tak gęste, jak do przesiewania mąki. Tylko nieliczni z nielicznych w nielicznym gronie z nielicznych doczekają „modraszkowej” emerytury!!!
W MAŁYM CIELE WIELKI DUCH
A jak w przypadku tej ptasiej drobnicy ustalić wiek emerytalny? Kiedy można uznać, że taka modraszka zrobiła już swoje i może w pełnych prawach, z czystą satysfakcją i poczuciem całkowitego spełnienia zwolnić tempo i odcinać kupony od swojej przeszłości. Ptaszyna niewielka to i ten czas skracamy do minimum. Moim zdaniem świadczenia należałyby się już każdej modraszce, która choć raz złoży jaja, czy przystąpi do lęgów. W dynamicznym ptasim świecie, szybkim i bezwzględnym, dla takich maluchów każdorazowe wypełnienie obowiązków rodzicielskich z jakimkolwiek sukcesem to mistrzostwo świata i Himalaje możliwości. Oczywiście zdarzają się ptaszki, które nawet kilka lat z rzędu, korzystając z niewątpliwie korzystnych wiatrów, dzielnie wyprowadzają kolejne lęgi. Ale takie osobniki to wartość dodana całej populacji.
Pierwszego roku nie przeżywa niemal 90 procent modraszek – doszukałem się takiej statystycznej informacji i polemizować z nią nie miałbym śmiałości. Z pewnością w tym wyniku jest całkiem dużo realizmu. Rzeczywistość wrzuciła modraszki na margines życiowego kołowrotka. Delikatny i kruchy jest los każdego życia zapakowanego w ciałko o wymiarach 11 centymetrów i wadze ok. 10 gramów. Z takimi warunkami nie można podporządkować świata pod swoje potrzeby i wymagania. Wręcz przeciwnie – trzeba się dostosowywać, unikać, przewidywać i uporczywie się bronić. Z małym ciałem nie pofikasz. W małym ciele może być tylko wielki duch – i to wydaje się być nadzieją i upragnionym atutem modraszek…
MUSI BYĆ NA PLUSIE
Nie tylko charakter, nie tylko ptasia rycerskość, nie tylko z kopią na wiatraki… Natura wymyśliła dla modraszek też dodatkowe przystosowania, które „ratują” i wzmacniają szanse populacji. W końcu sikora modra to ptaszek wcale nierzadki, a nawet wręcz przeciwnie. Więc ktoś zapyta: to jeżeli jest tak źle, to czemu jest tak dobrze? I to będzie sugestia całkiem logiczna i konsekwentna! Ptaszek, na którego wszystko dybie, wszystko czyha, wszystko (niemal) prześladuje musi mieć jakiegoś asa w rękawie (a konkretnie – pod piórami).
U nas raczej stawia się na jakość, a nie na ilość, u modraszek dokładnie na odwrót! Samice tych ptaków mogą składać nawet do 16 jaj, a w ciągu sezonu są w stanie przystąpić do lęgu dwa razy. Nie trzeba wyższej matematyki, rachunek jest prosty. Dzielna mama – modraszka daje życie i możliwość do rozwoju w ciągu roku nawet dla 32 potencjalnych sikorek w ciągu jednego roku. To całkiem spory kapitał, nawet jeżeli skreślimy te statystyczne 90% to z pary modraszek w sezonie do „pełnoletności” dobrnie trzech kandydatów. A więc jest przyrost i jedziemy na plusie.
Trzeba jednak pamiętać, że opieka nad tak licznym potomstwem to ogromny wysiłek dla rodziców. Wykarmienie w gnieździe kilkunastu nieustannie wygłodniałych dziobów to praca godna podziwu. Samiec w tym przypadku jest niezbędny i – chce, czy nie chce – musi włączyć się do tego szaleńczego zadania. Po kilkunastu dniach młode wychodzą z gniazda, ale karmienie się nie kończy. To jest również najtrudniejszy okres dla pisklaków, które stają się łatwym łupem dla drapieżników. Ale one z kolei też w tym czasie muszą wykarmić swoje potomstwo. I tak się ta cała karuzela kręci…
CZŁOWIEK IM NIE PRZESZKADZA
A co z samą modraszką? Jaki ma charakter, jakie słabości, jaki temperament? Pewnie każdy obserwował sam nie raz tą kolorową sikorę, więc i każdy ma jakieś swoje spostrzeżenia i ogólne wyobrażenie. Dla mnie jednak modraszka to przede wszystkim zdecydowany przerost ambicji w stosunku do możliwości. Z taką posturą każdy z nas by się schował jak najgłębiej i pokazywał jak najrzadziej. A tymczasem to ptak stosunkowo mało płochliwy, odważny, a nawet zadziorny. Nie liczy się dla niego rozmiar konkurenta, nawet jeżeli liczy się go w metrach. Modraszka to jedyny ptaszek od którego oberwałem po głowie. Zbliżyłem się kiedyś zupełnie nieświadomie za blisko do drzewa z niewielką dziupelką. Wychylił się niebieski rozjuszony obrońca. Zaterkotał, napuszył się, najeżył i … wyprowadził cios prosto w czoło.
Modraszka to też maksimum temperamentu. Narzekają na ten gatunek ornitolodzy obrączkujący ptaki. Nie dosyć, że złapane potrafią zawzięcie szczypać po palcach to też gdy wpadają w siatki rzucają się w nich jak ryby wyjęte z wody. Po kilku minutach szamotaniny i podejmowania konsekwentnych prób wyjścia z niekomfortowej sytuacji małe modraszki są tak poplątane, że nawet wprawne palce ornitologa nie są w stanie szybko ich wyswobodzić. To też dobitne świadectwo tego, że te stworzenie się nie poddają, nie rezygnują, nie zwieszają głowy, nawet jeżeli pozornie są w beznadziejnej sytuacji.
Modraszki to też kwintesencja wszedobyslkości. Mało jest przestrzeni i środowisk, które byłyby omijane przez te ptaki. Przebywają zarówno w wielkich miastach, jak i rozległych lasach mieszanych i liściastych. Przemykają po gałązkach ogrodowych drzewek, jak w środowisku nadwodnych lęgów, trzcinowisk, podmokłych olsów, brzezin, czy śródpolnych zadrzewień. Nie obce im są miejskie parki, cmentarze, aleje drzew, a także obrzeża lasów. Taka otwartość, tolerancja na zróżnicowane warunki, możliwość przystosowania się, to też kolejny plus po stronie sikor. To najlepsze świadectwo podkreślające niezłomną i upartą naturę tych niewielkich stworzeń. Modraszki również nie omijają terenów zurbanizowanych, przemysłowych, ruderalnych. Tam, gdzie jest choć odrobinę zieleni i roślinności, tam też wcześniej, czy później zajrzy modraszka. ZUOK w Spytkowie jest idealną i wymażoną przestyrzenią dla tych ptaków. Dookoła lasy, na posesji całkiem dużo drzew i krzewów, zimą karmnik, wiosną budki lęgowe. Myślicie, że trzeba czegoś jeszcze dla tych sympatycznych i dynamicznych ptaków? Moim zdaniem – nie! Z tak twardym, nieustępliwym i odpornym na przeciwności charakterem człowiek nie jest im w stanie zbytnio przeszkodzić. Nie oczekują też na specjalną pomoc, czy wyjątkowe traktowanie… one - drobne i kruche, ale zdecydowane i niepokorne. Takie są właśnie modraszki!!!!!