Joanna
Uwolnij BIO
Uwolnij BIO
Kampania "Uwolnij BIO", pod takim hasłem wspólnie z giżyckimi kucharzami Olą Juszkiewicz i Dariuszem Baryga, postaramy się przekonać Państwa do prawidłowej segregacji odpadów organicznych. Prawidłowej czyli jakiej? Przede wszystkim wolnej od plastiku, którego miejsce jest w pojemniku na metale i tworzywa sztuczne.
Wyniki konkursu na ilość zebranej makulatury - edycja 2023-2024
Wyniki konkursu zbiórki makulatury!
Przedstawiamy wyniki konkursu, którego celem było zebranie ja największej ilości makulatury w przeliczeniu na ilość uczniów szkoły, czy przedszkola. W tegorocznych zmaganiach wzięło udział 33 szkoły i przedszkola z terenu gmin współtworzących Mazurski Związek Międzygminny - Gospodarka Odpadami, z czego najlepsze były:
Dostawa i dzierżawa metalowych pojemników do gromadzenia popiołu - Powiadomienie o wyborze najkorzystniejszej oferty
Powiadomienie o wyborze oferty - Dostawa i dzierżawa metalowych pojemników do gromadzenia popiołu
Zamawiający : Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych Spytkowo sp. z o.o. ; Spytkowo 69, 11-500 Giżycko zaprasza do złożenia oferty na:
Dostawa i dzierżawa metalowych pojemników do gromadzenia popiołu
Zamawiający:
Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych Spytkowo sp. z o.o.
Spytkowo 69, 11-500 Giżycko
Telefon: (0-87) 555 54 10
Strona internetowa :www.zuokspytkowo.pl
Adres e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
NIP: 845-195-83-01
Regon: 280470190
Przedmiot zamówienia:
1.Przedmiotem zamówienia jest : Dostawa i dzierżawa metalowych pojemników do gromadzenia popiołu o pojemności 1100l.
Konkurs zbiórki makulatury - edycja 2023/2024
Zbliża się termin zakończenia zbiórki makulatury!
Ruszyła kolejna edycja zbiórki makulatury. Termin zakończenia konkursu mija 30 kwietnia b.r. Celem konkursu jest kreowanie prawidłowych postaw dzieci i młodzieży w zakresie gospodarowania odpadami.
Konkurs kierujemy do placówek oświatowych (przedszkola, szkoły podstawowe, szkoły średnie, zespoły szkół) funkcjonujące na terenie gmin współtworzących Mazurski Związek Międzygminny - Gospodarka Odpadami (Gmina Banie Mazurskie, Gmina Budry, Gmina Giżycko, Miasto Giżycko, Gmina Kruklanki, Gmina Miłki, Gmina Pozezdrze, Miasto i Gmina Ryn, Miasto i Gmina Węgorzewo, Gmina Wydminy, Gmina Orzysz, Gmina Srokowo).
Zapraszamy do PSZOK-u w Giżycku!
PSZOK Giżycko – już otwarty!
Od dnia 9 kwietnia (sobota) Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych w Spytkowie uruchomił tymczasowy mobilny Punkt Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych (PSZOK) w Giżycku, do którego mieszkańcy mogą oddać bezpłatnie odpady komunalne. PSZOK znajduje się przy ulicy Wileńskiej w Giżycku i jest czynny w dniach:
-poniedziałek i środa w godzinach do 9:00 do 17:00
- sobota w godzinach od 8.00-16.00.
Ekologiczny Piknik Rodzinny Spytkowo - 28 sierpnia 2021r!
ZUOK Spytkowo oraz Stowarzyszenie Aktywne Giżycko serdecznie zaprasza na „EKOLOGICZNY PIKNIK RODZINNY – SPYTKOWO 2021”, który odbędzie się 28 sierpnia 2021 roku. Początek o godzinie 14:00.
Dymówka
DYMÓWKA – CZARNY BRYLANT
Pisali o niej Władysław Broniewski, czy Wisława Szymborska. Śpiewał o niej Stan Borys. Była inspiracją obrazów Zdzisława Beksińskiego, czy Carla Crivellego. Jej wizerunek widnieje w National Gallery w Londynie. Jest symbolem wolności, niezłomności i wytrwałości. Jest jednym z tych gatunków ptaków, który od zawsze budził zainteresowanie oraz podziw człowieka, inspirował i rozpalał emocje, a także działał na wyobraźnię. Oto jaskółka – czarny brylant!
SZYBSZA OD AUTA
W naszym kraju żyją trzy gatunki jaskółek. Najbardziej sztandarowym, reprezentatywnym i najczęściej wizualizowanym przedstawicielem rodziny jest dymówka. Może dlatego, że jej sylwetka w locie z rozwidlonym, długim ogonem prezentuje się najbardziej okazale i klasycznie wpisuje się w charakter tych ptaków. Może dlatego, że to ptak związany z wiejskim, sielskim krajobrazem, tak chętnie uwiecznianym i utrwalanym przez lata w rodzimej literaturze i sztuce. A może dlatego, że najczęściej je widać, są bardzo liczne i poprzez to rzucają się w oko i odkładają się w świadomości. Wszystkie jaskółki oczywiście należy docenić i w równym stopniu podkreślać ich walory. Jednak tym razem skupimy się na dymówkach i niech to o nich będzie ta dzisiejsza ballada.
Ciekawostek i niezwykłych historii związanych z tymi ptakami jest cała masa. Nas, jako ludzkość, najbardziej ekscytuje i porywa ich wspaniała i niczym nieograniczona umiejętność wspaniałego, lekkiego i sprawnego lotu. Dymówki, jak na jaskółki przystało, większość czasu spędzają w powietrzu. Ich lot jest szybki, zwinny i brawurowy. Schwytanie dymówki w locie to niebywale trudne zadanie, do którego mogą predysponować jedynie bystre i błyskawiczne w swoich reakcjach sokoły, jak choćby kobuzy. Ale wcale nie jest to kolacja szybka, łatwa i przyjemna. Dymówki w locie mogą osiągać prędkość dochodzącą nawet do 90 km/h. A więc wyprzedzić dymówkę, nawet mając do dyspozycji auto, wcale nie byłoby tak, jak to mówią, hop – siup! To dzięki tym podniebnym popisom i swobodzie w przestworzach dymówki zaskarbiły sympatię i szacunek wśród ludzi. Szczególnie wśród różnego rodzaju fantastów, lekkoduchów i romantyków. Oderwać się, odlecieć, szybować w dowolnym kierunku – to by się marzyło niejednemu, ciężkiemu, statycznemu przedstawicielowi ssaków naczelnych.
MUROWANIE NA ŚCIANIE
Lot dymówki to nie tylko spryt i zwinność. To również niesłychana wytrwałość i moc. Dymówki, które gnieżdżą się w naszym kraju na zimę udają się na obszary znajdujące się w południowej części Afryki. Niektóre ptaki pokonują w tej morderczej wędrówce nawet 10 tysięcy kilometrów. I to wcale nie zajmuje im zbyt wiele czasu. Dymówki potrafią taką trasę przebrnąć w czasie sześciu tygodni. Biorąc pod uwagę wiotkość, lekkość i skromne warunki fizyczne tych obieżyświatów to wynik królewski i imponujący. A ile ty drogi czytelniku byłbyś w tanie przemieścić się wykorzystując jedynie swoje naturalne możliwości własnego organizmu przez półtora miesiąca? Ja zapewne zdołałbym jedynie obejść dookoła jezioro Niegocin, a i tak bym musiał pewnie korzystać z jakichś środków dopingujących.
Jednak natura dymówek nie opiera się tylko na beztroskich, żywiołowych i frywolnych aspektach funkcjonowania. W sezonie lęgowym odzywa się drugie, zupełnie przeciwstawne oblicze tych ptaków. Wiosną rozpoczyna się proces budowy gniazda, a w tej materii dymówki są niezrównane. Może z nimi konkurować w zasadzie tylko inny gatunek krajowych jaskółek – oknówka, która chętniej osiedla się w miejskiej przestrzeni. Gniazda murowane wśród ptaków nie zdarzają się często, a właśnie w konstruowaniu takich mieszkań wyspecjalizowały się te dwa gatunki jaskółek. Z grudek błota, gliny i własnej śliny lepią swoją czarkę przytwierdzając ją do ściany budynku. Lepią mozolnie i dokładnie, lepią po grudce, tak jak murarz cegła po cegle, lepią wytrwale i cierpliwie. Przy tak fachowych pracach ptaki muszą wykazać zupełne inne cechy – odpowiedzialność, sumienność, solidność i pracowitość. A więc jaskółka to nie tylko podniebny szaleniec, ale również pragmatyczny pracuś.
NAJLEPIEJ NA WSI
Jaskółki, w tym również, dymówka, to ptaki z reguły pozytywnie postrzegane, budzące powszechną sympatię i szacunek wśród ludzi. Co prawda, nie zawsze akceptowane jest ich bliskie sąsiedztwo. Gniazda jaskółek umieszczane na fasadach i przy oknach budynków mieszkalnych często budzą sprzeciw właścicieli, których niepokoją konsekwencje takiej wspólnoty. To prawda, że podsiadanie ptasich sąsiadów jest trochę uciążliwe i trzeba się liczyć z ewentualnymi nieczystościami. Jednak bez paniki, wystarczy pod gniazdem zainstalować jakąś półeczkę lub podest i można zachować odpowiednią estetykę i czystość budynku. Nie jest to takie kosztowne, ani wymagające wyrzeczeń, a miłe towarzystwo sympatycznych i wdzięcznych stworzeń – bezcenne.
Problem tych kontrowersji sąsiedzkich pomiędzy ludźmi, a jaskółkami, dymówki obejmuje w znacznie mniejszym stopniu. Ptaki te mają zwyczaj swoje gniazda zakładać we wnętrzach budynków, stąd ich głównymi i potencjalnymi obiektami nadającymi się do zasiedlenia są przede wszystkim obory, stodoły, stajnie i inne budynki gospodarcze. Tam wewnątrz dla krowy, świni, czy konia obecność jaskółek i ich budowli nie jest w żaden sposób dokuczliwa.
Szukałem wiele razy gniazd dymówek podczas pobytów w Zakładzie Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych w Spytkowie. Pod względem infrastruktury wszystko powinno pasować dymówkom. Są garaże, wiaty, zadaszone budynki z możliwością swobodnego wlotu do środka. Na placu składankowym po deszczu nie brakuje materiału budulcowego na gniazdka. Panuje też względny spokój i gdyby gdzieś para ptaków wymurowałaby sobie pod dachem jakieś m-1 z pewnością nikt nie podnosiłby strasznego larum i nie straszyłby ptaszków eksmisją. Jednak mimo oferty niemal idealnej i spełniającej wszelkie „dymówkowe” kryteria gniazd jak nie było tak nie ma. Żerujące ptaki wiosną i latem pojawiają się nad placem i kręcą się po terenie zakładu, ale to są tylko odwiedziny chwilowe i nie trwają zbyt długo. Z gniazdem zaś nie ma nawet żadnych planów i prób. Wytłumaczenie ciśnie mi się w zasadzie tylko jedne. Może futurystyczny krajobraz nowoczesnego zakładu nie do końca im pasuje w kontekście stałego zamieszkania. Być może przytłacza ich ta nowatorska, innowacyjna i techniczna przestrzeń i w żadnym stopniu nie przystaje do swojskich, sielskich i przaśnych klimatów malowniczych wiosek. A właśnie taka tradycyjna i staromodna wieś to jest to, co tygryski…., o przepraszam – dymówki, lubią najbardziej!
6 zasad postępowania z odpadami w czasie pandemii koronawirusa
Bezpieczeństwo i odpowiedzialność
To najważniejsze hasła w dobie epidemii koronawirusa. Specjalnie dla mieszkańców Mazurski Związek Międzygminny - Gospodarka Odpadami przygotował krótki poradnik, jak postępować z odpadami w tym trudnym dla wszystkich czasie.
Poradnik do pobrania: PORADNIK
Gołąb miejski
SYNANTROPIJNY KOSMOPOLITA, CZYLI ZWYKŁY GOŁĄB MIEJSKI
Najbardziej znany i zarazem najbardziej kontrowersyjny gatunek ptaków. Są wszędobylskie, nachalne, zdeterminowane, zuchwałe, śmiałe i na stałe przywiązane do obecności człowieka. Przez większość ludzi niechciane, nietolerowane i przepędzane, ale jest też grupa ich zwolenników i adoratorów. W końcu trudno sobie wyobrazić miejską przestrzeń bez gołębia miejskiego. A i dla gołębia miejskiego również to się… w pale nie mieści!
ZAGROŻENIE NA DRODZE
Wielu mądrych tego świata zastanawiało się całe lata nad fenomenem gołębia miejskiego. Trudno pojąć, jak to się stało, że dziki gatunek gołębia skalnego w pewnym momencie stopniowo w siedliskach ludzkich odnajdywał dogodniejsze warunki niż w pierwotnych, naturalnych biotopach. Co prawda populację miejską stworzyły przede wszystkim ptaki zbiegłe bądź wypuszczane z hodowli, które jednak wolały na wolności zagospodarować przestrzeń zurbanizowaną. Tak naprawdę przejście mogło nastąpić w sposób łagodny, gdyż zabudowa miejska jest doskonałym substytutem górskich, skalistych bezkresów. Jedynie trzeba było wkalkulować istotną rolę dwunożnego, władczego ssaka w swoje życie i funkcjonowanie. Definicja synantropizacji, czyli przystosowania się dzikich zwierząt do życia w otoczeniu człowieka, powinna rozpoczynać się na miejskich gołębiach i na nich kończyć. Nie trzeba niczego więcej. Trudno o bardziej synantropijny gatunek. Gołębie na parapetach, gołębie na strychach, gołębie wskakujące na buty na rynkach starych miast, czy w restauracji, gołębie ginące pod kołami samochodów na osiedlowych uliczkach. Czasami ich spokój, opanowanie, flegmatyzm i aż nadmierna ufność do swoich wyrobionych standardów funkcjonowania w miejskiej przestrzeni może gubić i paradoksalnie być zagrożeniem. Ile razy jadąc autem 10 km na godzinę trąbiłem na drepczące stadko gołębi, które nie reagowało na toczące się przy ich ciałach koła oraz sygnał dźwiękowy. Moja cierpliwość kierowcy była wielokrotnie wystawiana na poważna próbę. Oczywiście jako miłośnik ptaków godziłem się na dyktat i dobrą wolę gołębi, które w końcu odblokowywały możliwość ruchu. Wiem i widziałem to nie raz, że jednak dla większości zmotoryzowanych i uzależnionych od pośpiechu właścicieli czterech kółek, taka doza tolerancji dla zwykłego, szarego i przeciętnego gołębia jest nieosiągalna. Gołąb ma w mieście lepiej niż miałby w swoich naturalnych siedliskach, ale ma też i gorzej. Jak to w życiu zwykle bywa, nie ma ideałów, zawsze istnieją jakieś plusy dodatnie i plusy ujemne.
NA KOPERNIKU I MICKIEWICZU
Kto ceni, uwielbia i szanuje gołębie miejskie oraz ich sąsiedztwo w swoim najbliższym otoczeniu i patrzy przychylnym okiem na wspólną zażyłość ręka do góry. Nawet jeśli teraz siedzę jedynie przed monitorem komputera wyczuwam, że tych gołębiowych entuzjastów nie tylko nie byłoby tylu, żeby stworzyć drużynę piłkarską, ale też nie uzbierałoby się chętnych na partyjkę pokera. Oczywiście miło jest pokarmić gołąbki w wakacje na starówkach dużych miast, fajnie zrobić zdjęcia ptaszka siedzącego na pomniku Kopernika, czy Mickiewicza, ale na tym koniec. Gołąb jako sąsiad ze swoim gniazdem i lęgowymi obowiązkami jest zdecydowanie w większości przypadków nie do przyjęcia. Uciążliwość ptaków jest głównym argumentem, ale kto z nas choć raz nie był uciążliwym sąsiadem niech pierwszy rzuci kamieniem (byle nie w gołębia). Jednak ptaki nigdy nie były na równiej szali w stosunku z dwunożnym kuzynem szympansów. Musimy jednak zachować pełną szczerość i obiektywizm w przedstawieniu faktów. Nie zamierzam specjalnie ocieplać wizerunku gołębi miejskich, gdyż liczą się fakty (a gołębie mi za ten felieton nie płacą). A te fakty dla gołębi wcale nie rysują się w różowych barwach. Po pierwsze gołąb miejski to brudas i nie ma co do tego wątpliwości. Widziałem miejsca na strychach, gdzie ptaki te zakładają swoje prowizoryczne gniazda. Dookoła wszystko oblepione jest kałem, rozwleczonym brudem, piórami. Konstrukcje w ich przypadku szumnie nazwane gniazdami to niewielkie, luźne kupki gałązek i patyków. Co prawda usprawiedliwieniem dla niechlujstwa gołębi może być fakt, że miejsce lęgowe wykorzystują przez długi czas, a wiadomo, że przy tak intensywnym użytkowaniu może być kłopot z utrzymaniem wzorcowego ładu. Dla gołębi miejskich w zasadzie nie istnieje pojęcie okresu lęgowego. W zależności od warunków mogą składać jaja nawet przez cały rok. Przystępują do lęgów nawet do pięciu razy w ciągu roku. W zniesieniu mają jednak tylko dwa jaja, dzięki czemu nie musimy się obawiać, że gołębie miejskie zalewając świat kolejnymi pokoleniami w niedalekiej przyszłości nie zepchną naszej populacji na drugi plan. Oczywiście gołębie brudzą nie tylko przy własnym gnieździe. Nieczystości zostają również na parapetach, dachach, balkonach i we wszystkich innych miejscach gdzie gołębie wypoczywają i skąd mają doskonałą perspektywę i widok na całą okolicę. Niestety fizjologii się nie oszuka i gdzie są gołębie tam muszą być również ślady obecności gołębia. Nie jest to jednak dostateczny argument dla tych właścicieli posesji, mieszkań i budynków, którzy niespecjalnie cenią awangardowe ozdoby i taki styl dekorowania elewacji.
Lęgowy gołąb miejski to jednocześnie hałaśliwy gołąb. A to również nie jest element sprzyjający popularyzacji tych ptaków w miejskiej przestrzeni. Doświadczam tego regularnie na własnej skórze, a właściwie własnych uszach. W pogodne dni od samego ranka aż po wieczór jeden wytrwały i niesłychanie zawzięty samiec urządza mi koncerty, w zasadzie nieustające. Pogruchiwania, pohukiwania niosą się i rozchodzą w powietrzu doskonale, a niepoprawny gołąb nie ma ani odrobiny przyzwoitości i zrozumienia dla człowieka chcącego w weekend pospać odrobinę dłużej.
GOŁĄB SWÓJ ROZUM MA
Gołąb miejski jest ptakiem kosmopolitycznym. Ptaki te występują praktycznie we wszystkich zakątkach naszego globu, oczywiście tam gdzie rozwinęła się cywilizacja. Nie znajdziemy gołębi na pustkowiach Syberii, północnych krańcach Eurazji, czy rozległych pustyniach i bezkresnych dżunglach. Jednak poza Antarktydą na wszystkich kontynentach zlokalizujemy ślady obecności gołębi miejskich. Przystosowują się do życia w zorganizowanej przez człowieka przestrzeni doskonale. Potrafią wykorzystywać różnego rodzaju budynki, czasami nawet na pozór zupełnie nie wskazane dla ptaków. Hale, dworce, tunele, zadaszone perony, muzea, galerie handlowe i wiele innych budynków użyteczności publicznej. Szybko orientują się gdzie warto przebywać, gdzie jest miejsce służące do opuszczenia budynku, jak się przemieszczać. Byłem kiedyś w muzeum stworzonym w ruinach zamku, gdzie przebywało mnóstwo gołębi. Rozglądałem się dookoła i bezskutecznie szukałem miejsca, przez które przebywające tam ptaki mogłyby wlatywać i wylatywać na zewnątrz. W ciemnym pomieszczeniu nie było widać żadnych otworów, okien, czy dziur. Okazało się, że gołębie do przemieszczania się wykorzystują to samo jedyne niewielkie wejście, które przeznaczone jest dla turystów. Gdy szklane drzwi otwierał kolejny bywalec, gołębie korzystały z okazji i ruszały z impetem tuż nad głowami ludzi ku otwartej przestrzeni. Ich decyzja oraz reakcja były doskonale skoordynowane i do perfekcji czasowo zgrane z niezwykle krótkim momentem uchylenia wejścia. Pozornie ptaki te wydają się krępe i mało zgrabne, jednak w powietrzu są sprawne i szybkie. Jeżeli gołębie są wszędzie to oczywiście nie może ich zabraknąć na terenie Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych w Spytkowie, gdzie warunki do funkcjonowania mają wyborne. Plac z odpadami, składowisko, dowóz pokarmu, nasiona i warzywa które rozsiewają się na obrzeżach placu to pierwszy czynnik. Zakładowe garaże, hangary, hale i wiaty, gdzie można się schować w deszcz, mróz i niepogodę to drugi. Trzeci z kolei to względna swoboda i nie wchodzenie sobie nawzajem w drogę z wszechwładnym człowiekiem, a przynajmniej nie na taką skalę jak w otoczeniu siedlisk mieszkalnych. Jak gołąb nabrudzi na wysypisku odpadów to - summa summarum – dramat się nie dzieje. Jednak obserwując w ostatnim czasie te ptaki na terenie zakładu w Spytkowie doszedłem do konkluzji, że gołąb miejski to spryciarz i swój rozum ma. Mimo, że w takim miejscu ptaki te mogą poczuć się swobodnie, mogą sobie pozwolić na więcej, mogą nie ograniczać swoich poczynań, nie korzystają z tych przywilejów w sposób ostentacyjny. Mało tego, starają się nie rzucać nikomu w oczy, przemykają nerwowo i nie pokazują się zbyt długo na otwartej przestrzeni. Mimo, iż całe stada mew i krukowatych dokazują aż zakład trzeszczy w posadach. Jednak zmyślny gołąb wie, że położenie ZUOK-u - z dala od miasta, tuż przy skraju lasu, w ustronnym i trochę peryferyjnym zakątku, skutkuje tym, że trzeba się bardziej pilnować niż w centrum nawet największych aglomeracji. Tu do gry wchodzą zagrożenia dużo poważniejsze w postaci drapieżnych ptaków, a nawet lisów, które potrafią wkraść się na zakładową posesję. A gołębie doskonale wiedzą, że przy takim dobrobycie żywieniowym można stracić głowę i osłabić swoją czujność. A na to tylko czekają okoliczne jastrzębie, krogulce,czy myszołowy…
Cierniówka
CIERNIÓWKA – WOKALISTA Z GÓRNEJ PÓŁKI
Moja lipcowa wizyta na terenie ZUOK-u była zupełnym zaskoczeniem. Spodziewałem się, że jak zwykle w tym miejscu prym będą wiodły krukowate, mewy i bociany. A tymczasem najgłośniejszym i najbardziej rzucającym się ptakiem w całym towarzystwie okazała się… cierniówka! Tyle jej co kot napłakał, a moc, zaangażowanie i chęć pokazania się na najwyższym poziomie!
NIEPOZORNY DOMINATOR
Aż strach, co by wyprawiała tycia cierniówka, gdyby była ptakiem wielkości kruka, myszołowa, czy bociana. Rozmiary XL w połączeniu z taką dawką temperamentu i determinacji stworzyłyby prawdziwego potwora i dominatora w świecie ptaków. Nieustępliwość, upór, brak zahamowań i kalkulacji to prawdziwe oblicze tej niewielkiej pokrzewki. Na całe szczęście natura bardzo sprytnie i zmyślnie zamknęła ten ptasi dynamit w niewielkim ciałku, gdyż w innym przypadku przed stworzeniem tym drżałyby z pewnością nie tylko ptaki. A tak, mimo iż nie wiem jakby się napuszyła i wyprężyła to tylko zaledwie 15 centymetrów długości ciała. Z takimi rozmiarami i wagą zaledwie 15 gramów nawet najbardziej nabuzowana cierniówka może zrobić wrażenie najwyżej na innej cierniówce lub ptaszkach o podobnych gabarytach. I całe szczęście!
Niepozorność rozmiarowa cierniówek doskonale współgra z niepozornością ich wyglądu. Tu także odpowiedzialnie nie wyposażono tych ptaków w krzykliwe barwy, strojne piórka, widowiskowy wizerunek. To nie jest jej potrzebne. Cierniówka jest bowiem widowiskowa sama w sobie i doskonale potrafi zwracać na siebie uwagę bez zbędnych środków dopingujących w postaci wzorzystego i kolorowego oblicza. Szara głowa, szarobrązowy grzbiet z rdzawymi wstawkami na skrzydle oraz jasne gardło i białawy spód... i w zasadzie więcej nie ma co tu opisywać. A i cały ten rysopis niewiele pomoże w identyfikacji, gdyż po części można go przyłożyć do wielu krajowych gatunków. Warto dodać, że to jest w dodatku opis samca. Samica jest bardzo podobna, ale jeszcze mniej wyrazista, a wszelkie barwy jeszcze intensywniej zszarzałe. A więc „myszowatości” tym ptakom nie brakuje. Co jeszcze bardziej gmatwa sytuację i pogrąża początkujących miłośników ornitologii, nasza cierniówka ma swojego bliźniaczego kuzyna w postaci piegży. Obie pokrzewki podobne do siebie, jak bracia Mroczek, czy Golec, jednak jest klucz do ich rozpoznawania. Trzeba zwracać uwagę na odmienny kolor nóg, odmienny kolor na skrzydłach i… przed wszystkim na odmienny głos. W terenie nie zawsze można dostrzec szczegóły w wyglądzie, a głos się niesie, że ho, ho… Wystarczy osłuchać się z śpiewami, a że to ptaki „gadatliwe” i mocno się ze swoim wokalem promują, nietrudno o możliwość przetestowania swojej wiedzy w praktyce.
ZAMIŁOWANIE DO ŚPIEWU
Ptaki z reguły śpiewają wiosną. To początkowy okres lęgowy dla większości gatunków. Przylatują na swoje włości, zajmują rewiry, głosem oznajmiają o samozwańczym akcie własności do danego skrawka terenu. Kwiecień i maj to pora symfonicznych i chóralnych dzieł ptasich solistów, które przenikają się i mieszają tworząc niepowtarzalną aurę, szczególnie o poranku, w pogodny dzień. Z czasem emocje opadają, porządek i granice rewirów ustalone, przychodzą na świat pierwsze pisklaki. Milkną również samce, które nie mają już potrzeby informowania całego świata o swoim istnieniu i obecności. Latem trzeba się skupić na innych powinnościach i obowiązkach. Są jednak oczywiście od tego wszystkiego wyjątki. To najczęściej gatunki ptaków, które wydłużają swój okres lęgowy i w ciągu roku kilka razy podejmują wyzwanie wychowania kolejnego pokolenia. W tym przypadku nadal od czasu do czasu trzeba komunikować dla otoczenia o swojej pozycji i swoim panowaniu. Cierniówki w sezonie dwukrotnie podchodzą do lęgów, więc mają w tej materii coś do powiedzenia, i w przenośni, i dosłownie. Samce tych ptaków są bardzo rozśpiewane. A nawet są super rozśpiewane. Posiadają do tego smykałkę i zapał. Podśpiewują sobie i rano, i w południe i pod wieczór. Mają parcie do prezentowania wokalnych popisów zarówno terytorialne samce, jak i te młodsze, mniej doświadczone, dopiero aspirujące do założenia rodziny. Śpiew cierniówki jest jednym z najbardziej znanych głosów terenów otwartych. Byle kępa zarośli, byle większe zakrzewienie, byle przydrożny szpalerek niewielkich drzew – już słychać melodię cierniówek. Podstawowy śpiew jest dosyć prosty i niepozorny, to podzielone zwrotki składające się z krótkiego dosyć chaotycznego trelu powtarzane bez końca i do znudzenia. To jednak tylko przedsmak i uwertura do właściwej twórczości. W momentach największej ekscytacji i podniecenia samce przy swoich rewirach wykonują dłuższą i bardziej złożoną pieśń ( jednak o podobnym charakterze). Żeby bardziej uatrakcyjnić „wykon” wzbijają się wówczas w powietrze i powoli opadają wydając z siebie długotrwałą kaskadę dźwięków. Oczywiście lądują ponownie w widocznym miejscu i dalej występ kontynuują stacjonarnie. Takie popisy wokalno – taneczne ciągną z uporem i bez opamiętania.
NIE CZEKAJĄC NA BIS
Taką właśnie „szalejącą” cierniówkę zastałem podczas lipcowego wypadu do ZUOKU-u. Na drugi plan w tym momencie wyjątkowo wycofały się mewy, kruki również „rozpełzły” się po okolicach, bociany leniwie przechadzały się jak zwykle po całym zakładzie, a mały solista bez trudu zwracał swoim zapętlonym śpiewem uwagę całej widowni, którą w dużej mierze stanowiła moja osoba. Zamiast drzew i krzewów za swoje dwa strategiczne punkty do występu wybrał jedną z latarni oraz płot okalający teren składowiska. No cóż, scenę miał dostosowaną do futurystycznego i zurbanizowanego krajobrazu. A jak się już swój rewir wynalazło w tak specyficznym miejscu, to trudno o lepiej eksponowaną scenę niż klosz wysoko piętrzącej się latarni. Postanowiłem sprawdzić jak wydolny jest ten artysta i przez ile czasu jest w stanie zmagać się ze swoim repertuarem. Pomijam już fakt, że nie bylem na występie od początku. Czułem się trochę niekomfortowo, jak spóźniony widz na spektaklu teatralnym. Ale artysta najwidoczniej wybaczył mi faux pas, gdyż moje pojawienie się nie wybiło go z roli nawet na ułamek sekundy. Sprawdziłem też wytrzymałość na prowokację i stres cierniówki w trakcie występu. Test zaliczony na piątkę z plusem. Zbliżyłem się do samej latarni, zadarłem głowę, bezceremonialnie wtargnąłem pod scenę, a ptak swą twórczość prezentował z taką samą pasją i gorliwością. Powtarzał swoje zwrotki stacjonarnie, ale co jakiś czas wzbijał się w powietrze i swobodnie opadał z rozłożonymi skrzydłami na okoliczny płot. W czasie lotu tokowego pieśń wybrzmiewała nieprzerwanie z dużo większą intensywnością. I tak przedstawienie trwało w najlepsze. Samiec zmieniał miejsca, przelatywał z ogrodzenia na latarnię i z powrotem. Spojrzałem na zegarek i minęło już 15 minut, później 20, o rety to już ponad pół godziny. Z całym szacunkiem dla zdolnej i zaangażowanej cierniówki oraz jej twórczości nie byłem przygotowany na tak okazały występ. Po prostu nie czekając na bis udałem się w inną część zakładu. Co ciekawie, po godzinie wracając do zaparkowanego w pobliżu placu z latarniami samochodu, nadal w eter niosła się niekończąca się pieśń tej samej cierniówki. Od razu widać, że miałem do czynienia z wokalistą z górnej półki…