poniedziałek, 05 czerwiec 2017 08:35

Samotnik

Napisane przez Krzysztof Pawlukojć

Samotnik z wyboru

Z czym mi się obecnie kojarzy słowo - samotnik?? Oczywiście z ptakiem siewkowym z grupy brodźców. Jednak w czasach mojego dzieciństwa samotnik to była nazwa popularnej gry logicznej dla jednej osoby, polegającej na naprzemiennym zbijaniu pionków w taki sposób, aby zostało ich jak najmniej. A samotnik to w końcu też człowiek, który ma wszystkiego i wszystkich najnormalniej w świecie dosyć i woli trzymać się z dala od ludzkich zbiorowości. A czy może mieć coś wspólnego ptak z dosyć długim dziobem z grą dziecinną i człowiekiem "odludkiem" Będziemy to analizować, będziemy to sprawdzać, będziemy się temu przyglądać...

NERWUS NA GAŁĘZI

Żeby poznać i zrozumieć naturę samotników trzeba udać się w odwiedziny do ich "domostw". Spacerkiem, na piechotę, dotrzeć do odpowiednich siedlisk, rozejrzeć się, sprawdzić, poczuć ta atmosferę... Oczywiście, jak to z typowymi i przysłowiowymi samotnikami bywa, nie możemy od nich liczyć na specjalne zaproszenia. Mało tego, one z pewnością nie będą zbyt szczęśliwe z jakichkolwiek, nawet najbardziej przyjacielskich wizyt. Dlatego w takich miejscach zachowujmy się, jak na zacnych, odpowiedzialnych i wyjątkowo kulturalnych gości przystało. A więc dyskrecja, spokój, opanowanie, rozsądek i bez szczypty jakiejkolwiek nachalności.

Moje najciekawsze spotkanie z samotnikami nie było planowane, a wyszło zupełnie niespodziewanie i spontanicznie. Przechodziłem pewnego razu przez podmokły ols, kiedy zza kępy wysokich pokrzyw usłyszałem nerwowe, seryjnie wydawane odgłosy. To był ciepły czerwcowy poranek. Dookoła liczne mniejsze lub większe rozlewiska i bagienka otoczone zaroślami, kilka powalonych pni, wykrotów. Całą sielankę zmącił tykający z daleka, powtarzający się nieustannie z dużą częstotliwością, lament. Nie mogłem być przyczyną tych niepokoi z uwagi na dosyć duży dystans dzielący mnie od źródła dźwięku, jednak alarm ten wzbudził moje zainteresowanie. Ptak "krzykacz" więc takim zachowaniem może czasami wylać przysłowiowe dziecko z kąpielą. Z jednej strony dźwiękowym larum może w jakimś stopniu odstraszyć leśnego intruza - drapieżnika, jednak z drugiej może przyciągnąć i zwabić inne ciekawskie osobistości. Choćby takiego okularnika z lornetką na szyi i aparatem fotograficznym w ręku, jak ja. Tym razem właśnie pojawienie się mojej osoby mogło być przewrotnie - wybawieniem i ratunkiem dla zdenerwowanego ptaka. W końcu ciężki, dwunożny ssak o niemałej masie ciała może skutecznie płoszyć mniejszych mieszkańców lasu. Ptak jednak nie zamierzał mi dziękować, a swoją frustrację zaczął kierować tym razem w moim kierunku. Dopiero wówczas z bliska zobaczyłem tego nerwusa, kiedy wskoczył na wystającą gałąź i znalazł się dokładnie na wysokości mojego wzroku. To był oczywiście samotnik. Kiwał się, dygał w miejscu, ale nie odlatywał. Dawał do zrozumienia, że nie jestem mile widziany. A to niewdzięcznik, jeszcze przed chwilą być może uratowałem mu skórę. Jednak on o to nie dbał, tu nie o jego skórę szła cała batalia. Takie zachowanie dobitnie wskazywało, że gdzieś w zaroślach lub w pokrzywach błąkał się jego największy skarb i wartość - bezbronne i pewnie wystraszone potomstwo. Instynkt rodzica jest silny, więc nasz samotnik zamiast kryć się i wiać gdzie pieprz rośnie tym razem pokazuje mi się demonstracyjnie, odsłania, dekonspiruje, zwraca na siebie całą uwagę. Z drzewa sfrunął na powalony pień drzewa, tam ganiał w tą i powrotem. Maluchy samotników szybko opuszczają gniazdo i stają się samodzielne, ale poza gniazdem stanowią łatwy i pożądany łup dla byle leśnego "ptaszkożercy". Postanowiłem więc natychmiast, albo jeszcze szybciej zakończyć swoją wizytę. Nie ma nic gorszego niż być uciążliwym gościem. Strzeliłem jedną fotkę z gospodarzem na pożegnanie i w nogi...

WYNAJEM ALBO KONFISKATA

Widok brodźca samotnika na gałęzi drzewa jest nieco dziwny, żeby nie powiedzieć egzotyczny. Oto bowiem długonogi i długodzioby ptak wielkości kosa porusza się wysoko po konarze, balansując sprawnie niczym linoskoczek. Wydaje się, że to zupełnie do niego nie pasuje. To ptak brodzący, którego siłą rzeczy w świadomości i wyobraźni przerzucamy w krajobraz malowniczych łąk, rozlewisk, brzegów jezior, czy rzek. Tam wpisuje się doskonale, tak jak pozostałe rzesze jego bliższych i dalszych krewniaków. A tu gęstwiny leśne, ciemno, głucho, ciasno... Zupełnie inna bajka. Jednak samotnik wyłamuje się ze schematów i osiedla się głównie w podmokłych lasach. Tam może w spokoju kontemplować i cieszyć się swoją samotnością. Tam w końcu żaden inny gatunek brodźca nie doleci, nie dojdzie i nie dotrze... A więc dla odludków to już duży plus. Ale to nie koniec dziwactw samotników. W odróżnieniu od większości swoich kuzynów nasz bohater gniazduje na drzewach. Nie potrafi jednak samodzielnie wybudować wymarzonej, bezpiecznej i spełniającej wszelkie wymogi nadzoru budowlanego konstrukcji. Co więc uczynić, jeśli się ma tak wygórowane ambicje, a z możliwościami jest znacznie gorzej. Samotniki mają na to dwie recepty - wynajem, albo... grabież. Pierwszy wariant jest na ogół wyborem podstawowym. Jeżeli przemierzając przez las ptak dostrzeże jakieś atrakcyjne, opuszczone gniazdo drozda, kosa, czy ptaka krukowatego to kłopot z głowy. Jest lokum i sprawa w tym momencie się kończy.

Jednak bywają i sytuacje, kiedy samotniki natrafią na dogodny teren, korzystne warunki do żerowania, wszystko dookoła wspaniale się prezentuje, a wolnych gniazd w okolicy jak na lekarstwo. W takich sytuacjach u ptaków tych pojawia się symptom bezwzględnego dążenia do celu, typu "podoba mi się tu, dalej nie szukam, muszę mieć tu gniazdo, koniec i kropka". W odniesieniu do człowieka o kimś takim mówimy, że "idzie do celu po trupach". No cóż, samotniki w obliczu silnego instynktu zupełnie nie zwracają uwagi na konsekwencje swoich czynów. Kiedy nadarzy się okazja i widoki na atrakcyjne gniazdo potrafią przegonić prawowitych właścicieli w dosyć zdecydowany i brutalny sposób. Najczęściej ofiarami ekspansywnej polityki mieszkaniowej samotników padają kosy i drozdy śpiewaki. To działanie przypomina nieco zasady wspominanej przeze mnie na wstępie gry logicznej, która polega na eliminowaniu pionków. W tym znaczeniu ptaki drozdowate są eksmitowane, a tym samym eliminowane z okolicy.

ZAKŁADOWA STOŁÓWKA

Bywają chwile, że i samotnika coś złapie, coś dopadnie i na pewien czas porzuca swoje nawyki, łamiąc dotychczasowe żelazne zasady. W końcu instynkt w odpowiednim czasie przebije każdy pancerz i wylezie na wierzch. W wiosennym zrywie ptasiego wyścigu po nowe życie ożywiają się i samotniki. Bez dwóch zdań, partner jest niezbędny, aby wypełnić powinność związaną z przedłużeniem gatunku. Jednak nie warto się znowu rozpędzać. U samotników nie ma mowy o jakichś trwałych związkach. Samica z reguły opuszcza swoją rodzinę bardzo szybko, często nawet jeszcze kiedy młode nie są w pełni samodzielne. Odpowiedzialność za potomstwo przejmuje wówczas w całości partner. "Pani samotnikowa" może jednak czuć satysfakcję, gdyż wywiązała się ze swojego podstawowego obowiązku. Tym samym daje przykład. Kolejne pokolenie samotników od początku uczą się, że tak naprawdę trzeba liczyć przede wszystkim na siebie...

Gęsty, podmokły las to nie jest jeszcze główny argument, który decyduje o tym, że samotniki będą w danej okolicy szukały dla siebie gniazda. Musi być jeszcze spełniony drugi warunek - odpowiednie żerowisko. Jeżeli w okolicy jest śródleśna polana z rozlewiskiem, podmokłe łąki, czy oczka wodne w bliskim sąsiedztwie lasu to już jest przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Obserwowana przeze mnie w ubiegłym roku para samotników znalazła sobie w sezonie lęgowym jednak bardziej oryginalną i niespodziewaną "stołówkę" - teren Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów Komunalnych w Spytkowie. Późną wiosną za każdym razem, kiedy przychodziłem na plac składowiskowy widywałem w rożnych jego fragmentach sylwetki tych brodźców. Są większe od blisko spokrewnionych łęczaków, mają bardziej jednolity, ciemnobrązowy wierzch ciała, a kreskowanie na szyi i piersi widocznie oddziela się od jasnego brzucha. Co robi samotnik pośród śmieci? Pytanie za sto dziesięć punktów! Oczywiście nie biega po hałdach i zwałach odpadów. Korzysta głównie z fragmentów niezagospodarowanych, grząskich, błotnistych, w których często stoi woda. Dla samotnika taka "miejscówka" okazała się idealna. Teren otwarty, zagrożenie można zlokalizować z daleka, dookoła ogrodzenia, płoty i stale przebywające czujne kruki, które odganiają pojawiające się na niebie sylwetki skrzydlatych drapieżników. Większej wygody i komfortu niewielki ptak żywiący się bezkręgowcami wyobrazić sobie nie może. No chyba, że za drobne utrudnienia weźmiemy ciężki sprzęt pracujący na placu, spychacze, czy pojedynczego miłośnika ptaków - natrętnego, wszędobylskiego, podejrzliwego, żeby nie powiedzieć wścibskiego, przebiegłego, bezczelnego, namolnego... Ale nic to drogie samotniki, coś za coś... .