poniedziałek, 09 kwiecień 2018 11:25

ZIMOWA GŁOWA MYSZOŁOWA

Napisane przez Krzysztof Pawlukojć

ZIMOWA GŁOWA MYSZOŁOWA

Przymarzło na wysypisku. Temperatura spada poniżej 15 stopni. Wiatr smaga mroźnym biczem po piórach i odczuwalna jest znacznie niższa. Cokolwiek poleży na podłożu chwil kilka jest już przytwierdzone siłą kleju "super glue" i nie do pozyskania. Taka aura to zimowy punkt krytyczny dla ptaków, szczególnie słabszych i w gorszej kondycji. W tym przypadku gra wchodzi w decydującą fazę, a natura bezwzględnie mówi: sprawdzam!

NIEMILE WIDZIANY
Jak się ma czuć drapieżnik w takich warunkach? Zwykle bystry, sprawny łowca, zdany na siebie, na własne możliwości, własne zalety i atrybuty. Dumny, bezkompromisowy, nieustępliwy. Tym razem pogoda przydusza te wszystkie walory do ziemi i z majestatycznego łowcy tworzy bezradnego żebraka - włóczykija. Gdzie wykorzystać swój instynkt, gdy dookoła pustynia lodowa. Gdzie się podziały te myszy, krety, płazy, gady, a nawet ślimaki, chrząszcze, czy inne choćby małe - żywe... Można wprawdzie za ptakami się uganiać, ale w takim mrozie trzeba racjonalnie gospodarować siłami. A żeby skutecznie polować trzeba mieć zwinność i szybkość krogulca, czy jastrzębia. Z tym jednak u myszołowów średnio na jeża. Bardziej działają z zasiadki, z zaskoczenia. Bez większej gonitwy i niekończących się pościgów. Taka zima może odzierać z godności. Wie o tym zwierzę, ale i człowiek w dziejach ludzkości miał okazję tego doświadczyć.


I siedzi taki myszołów napuszony, nieruchomy, trochę zdezorientowany... Nie za bardzo jest w co wbić szpony i w czym zatopić swój haczykowaty dziób. Teraz to już mniej myszołów, to bardziej kura na grzędzie. Cała nadzieja bowiem na wysypisku śmieci. Teren ZUOK-u w takich okresach jest oblegany przez myszołowy, które ściągają w tym kierunku bardzo chętnie z nadzieją na lepsze jutro.
Nie jest jednak wcale łatwo przeniknąć gdzieś do dobrego, do świeżego towaru, choć dla nas już nie pierwszej świeżości. Sylwetka myszołowa nie kojarzy się zbyt dobrze w ptasim świecie. To znak zagrożenia, alarmu, niepokoju... To, że ostrą zimą drapieżniki mogą stracić nieco swoich atutów nie ma znaczenia. Drapieżnik to drapieżnik, a takich gonić trzeba. Nawet jakby myszołów gdzież wystawił białą flagę do zimowego rozejmu nie ma taryfy ulgowej. Nawet jeśli myśli tylko o wspólnym żerowaniu na śmieciowej pulpie, nie ma kompromisu. Oficjalnie taka możliwość nie istnieje. Szczególnie w świadomości ptaków krukowatych, które mają wszelkie atrybuty do tego, by rządzić na zimowym składowisku. Przemawia za nimi wszystko: aktywność, organizacja, liczebność, determinacja i stały pobyt. W całym czarnym stadzie zdecydowany prym wiodą kruki, które czujnie nadzorują i kontrolują sytuację w obrębie zakładu. Są doskonale zorganizowane, mają wyznaczonych strażników, mają zwiadowców, w stadzie kruków panuje doskonała komunikacja. Tam nawet miłośnik ptaków niepostrzeżenie się nie przekradnie, a co dopiero konkurencyjny i zawsze niemile widziany drapieżny myszołów. Nawet jeśli dla potężnego kruka nie może stanowić zagrożenia to jest z pewnością rywalem i przeciwnikiem. Każdy myszołów, który naiwnie w pełnej krasie pojawi się na niebie kołując w kierunku placu z odpadami błyskawicznie natrafi na opór i reakcję kruków. Wówczas nie ma dyskusji i nie ma pola na negocjacje i przepychanki - drapieżnik musi się szybko ewakuować. Krukowate w przewadze są przeciwnikiem zbyt mocnym, nie ma sensu tracić energii i czasu na nieefektywny opór.


TRZY PARY SPODNI I PIĘĆ MYSZOŁOWÓW
Może myszołów skorzystać z gościnności i dóbr wszelakich "stołu wysypiska". Trzeba jednak innej strategii i innego podejścia. Trzeba wyzbyć się poczucia swojej siły i mocy. Trzeba z króla przestworzy przeobrazić się w przyczajoną kurę. Wskoczyć gdzieś ukradkiem, bokiem, jak chytrus, niczym złodziej. Szybko, nie drażnić czujnych oczu kruków, kawek i wron siwych, nie narzucać się, nie pokazywać. Wyłonić się gdzieś z lasu i czatować w koronach drzew na dogodną okazję, na jakaś chwilę nieuwagi...Wówczas jeden sus, jeden skok... pstryk - myk... i już na plac. Tam już jest łatwiej wmieszać w krajobraz kolorowych hałd śmieciowych. Teraz już myszołów może grzebać, przebierać, kopać, ... aby się do czegoś dokopać. Jest nadzieja i jest szansa na jakieś znalezisko. Czasami tez warto skorzystać z zamieszania. Jakiś fałszywy alarm, ogólna panika na placu, kruki tracą na dłuższy czas kontrolę i panowanie nad terenem. W takich przypadkach liczy się własna skóra, własny byt. Krukowate ewakuują się na jakiś czas, odczekują dłuższy okres w przyczajeniu zachowując wszelkie wymogi kruczego bezpieczeństwa. Nawet jeśli zagrożenie się oddali ptaki z dystansem podchodzą do zbyt pochopnego powrotu. To dla myszołowów szansa na przejęcie inicjatywy. Teraz to one mogą przez chwilę hulać po śmieciach bez towarzystwa czarnych ptaków.


Pomyślałem, ze watro i w takich okolicznościach odwiedzić składowisko w Spytkowie. Na kilka godzin zainstalować się na środku placu i choć na pewien czas doświadczyć trudnego losu ptaków funkcjonujących w zmarzniętym krajobrazie. Temperatura z pewnością poniżej dziesięciu stopni na minusie, lekki wiatr przeszywa dogłębnie, trzy pary spodni nie bardzo zdają egzamin. Od rozgrzebanych odpadów bije jednak trochę ciepełka, więc układam się wygodnie i wyczekuję. Krukowate podniosły alarm na mój widok i na kilkadziesiąt minut przeniosły się na okalające wysypisko drzewa. Słychać było wyraz niezadowolenia - zewsząd dochodziły krakania, kwękania, pokrakiwania. Mnóstwo dyskusji między gałęziami, wymiany myśli i odczuć - jak to w stadzie gawronów, kawek i kruków często bywa. Na przeciwległych drzewach było widać kilka sylwetek myszołowów. One również trochę przejęte i niepewne całą awanturą i ucieczką żerujących ptaków. Wypatrywały, wyczekiwały i miały wątpliwości. Z jednej strony droga całkowicie otwarta na śmieciową stołówkę, z drugiej zaś było określone zagrożenie, a tego bagatelizować nie można. Myszołów najwyraźniej nie ma jednak tej świadomości, umiejętności kojarzenia faktów i oceny sytuacji, jak kruki. Czarne ptaki mimo dużej chęci powrotu cały czas analizowały moje zachowanie i moją strategiczną pozycję; próbowały, sprawdzały, podlatywały, obserwowały... Nawet po godzinie mojego unieruchomienia na placu cały czas nieufnie podchodziły do dobrze zakamuflowanej sylwetki przybyłego intruza. Myszołowy natomiast nie za bardzo wiedziały co jest grane i skąd się wzięły takie niepewne zachowania rezydentów śmieciowej stołówki. Pokusa była duża - w końcu brak chętnych, konkurencja czmychnęła. I tak pojedynczo z zachowaniem konspiracyjnej czujności zlatywały drapieżniki jeden po drugim. Widok pierwszego śmiałka na placu zachęcał kolejnego do próby przedostania się do odpadowego raju. Jeżeli jeszcze którykolwiek natrafił na ciekawe znalezisko to już był dostateczny impuls przyciągający pozostałe ptaki. W końcu obok mnie, w rożnych odległościach, wylądowało pięć myszołowów. Do wyboru, do koloru. U ptaków tych występuje duża zmienność kolorów upierzenia. Były więc myszołowy ciemnobrązowe, były też jasnobrunatne, były ptaki dorosłe z ciemnym okiem i prążkowaną piersią, i młode - z kreskowaniem na spodzie i jasną tęczówką oka. Byli liderzy i byli podporządkowani. Obserwowanie myszołów na placu z odpadami to zupełnie niezwykłe doświadczenie. Ptaki te świetnie poruszają się po hałdach odpadów, podskakują, szybko się przemieszczają susami, podbiegają. Widać, że dla tych ptaków takie miejsca to nie pierwszyzna. Zwykle myśliwy, zwykle łowca, zwykle drapieżnik, ale zimą też i poszukiwacz, kopacz, grzebiący w śmieciach desperat... Wytrzymałem na składowisku nieruchomo cztery godziny. I to w zasadzie mi wystarczyło. Wróciłem do domu, ogrzałem się, wypiłem gorącą herbatę, wskoczyłem do wanny wypełnioną ciepłą wodą. A tam na składowisku cały czas nadal toczyła się twarda walka o byle kawałek ochłapa, resztkę z naszego stołu, kęs bliżej nieokreślonej strawy. Wszystko w scenerii dosyć silnego mrozu, śniegu i wiatru, który swoim podmuchem paraliżuje i zniechęca do czegokolwiek. Szacunek dla wszystkich zimujących ptaków za te nieustanne zmagania z naturą o każdy kolejny dzień i szansę przetrwania do kolejnej wiosny!


Krzysztof Pawlukojć