wtorek, 18 luty 2020 10:29

Superkurak

Napisała

„SUPERKURA”

 Obok kury nie można przejść obojętnie. Kurę należy podziwiać, współczuć jej i ją doceniać. Czym byłby świat bez kury oraz bez jajka, bez względu na to, co było pierwsze. Kura to cała masa sprzeczności, dwuznaczności i wielowymiarowości. Z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że można być dumnym z tego, że jest się kurą. A jeszcze bardziej jeżeli jest się dziką kurą zmuszoną żyć poza wolierą, zagrodą, czy kurnikiem. A już zupełnie jeżeli jest się niezwykła kuropatwą, która żeby przeżyć rok musi wykazać się jeszcze większym heroizmem, przebiegłością, zaradnością, zapobiegliwością, odwagą i odpornością. To już nie jest zwykła kura – to „superkura”!!!

BOHATER NASZYCH CZASÓW

 Mamy w naszej współczesnej kulturze masowej i przestrzeni medialnej wielu superbohaterów. Komiksy, filmy, gry komputerowe kreują coraz to bardziej wymyślnych futurystycznych herosów o niezwykłym wyglądzie i cechach nadprzyrodzonych. Batman, Spiderman to już przeżytek, który możemy postawić w jednym rzędzie z Myszką Miki, czy Kotem Filemonem. Teraz mamy całą masę wyimaginowanych stworów, czy innych mutantów, które dla mojego pokolenia są zupełnie niezrozumiałe. Wszystko jakieś obce, obcobrzmiące, nietutejsze i nieprzystające do rzeczywistości. I takie w zasadzie są założenia. Musi być zagadkowo, kosmicznie, bajkowo, nowocześnie, progresywnie i nie dla starych. Ma robić wrażenie, szokować, zadziwiać i przerażać jednocześnie. Wtedy produkt się sprzeda i karuzela zakręci się w odpowiednią stronę.

Ja mam jednak swojego „superbohatera”. To trochę typ staroświecki, niemedialny, swojski, rzeczywisty i krajowy. To jest zdecydowanie wyrób krajowy. Trochę trudno taką postać byłoby wciągnąć do show biznesu i całego przemysłu około produkcyjnego. Mimo wszystko trzeba promować, a przynajmniej popularyzować to co nasze i to co przystaje do lokalnej świadomości. Proszę państwa, moim wcieleniem bohatera i ultra-herosa jest i będzie niezwykła, a jednocześnie najzwyklejsza w świecie… kuropatwa! A ile jest procent kury w kuropatwie? Tyle ile piłkarza w Robercie Lewandowskim, ile piosenkarki w Maryli Rodowicz, czy ile aktora w Januszu Gajosie. To stuprocentowy kurak, z wszelkimi jego sprzecznościami, wadami, zaletami i niespodziankami. Każdy, kto prześledzi roczny cykl życia kuropatwy i dostrzeże pełną gamę niebezpieczeństw i zagrożeń, z którymi muszą się zmierzyć te dzielne ptaki, przyzna bez zawahania, że przynajmniej nominacja na tytuł bohatera należy się im, jak dla ZUOK Spytkowo odpady!

 I KURAK SIĘ NIE NAJE, I SAMOCHÓD NIE ODPALI

 Zima, zima, zima… Idzie zima, a starszą, że w tym roku będzie to zjawisko nieokiełznane i obfite, z tak surowym obliczem, którego nie widziano od wielu dekad. Już się tego boję ja, a przede wszystkim mój samochód, który regularnie odmawia posłuszeństwa i na nic nie reaguje już przy temperaturach poniżej 10 stopni Celsjusza. Wypada mieć nadzieję, że te szumne zapowiedzi to tylko wyraz stworzenia sensacyjnego tematu w portalach internetowych, przynoszącego satysfakcjonujący poziom „klikalności”. Jeżeli jednak przewidywania meteorologów, wróżbitów, górali i szarlatanów się potwierdzą zagrożona będzie nie tylko moja mobilność samochodowa, ale przede wszystkim odbije się to na nieszczęsnych kuropatwach.

Kurak, który słabo lata, na krótkie dystanse, a raczej spaceruje; który przez cały rok pałęta się po naszych okolicach, a nie ucieka bez względu na pogodę i okoliczności w cieplejsze strony; który na polach i łąkach szuka sobie roślinek i nasion do jedzenia, a niespecjalnie chętnie kieruje się w pobliże miejskiej przestrzeni – zimową porą musi przeżywać cierpienie i katusze. Kilka lat temu, kiedy spadł porządny śnieg wybrałem się na ornitologiczny spacer na pobliskie pole. To nie była przyjemna wędrówka. Ponad półmetrowa warstwa śniegu powodowała, że zapadałem się po kolana. Ale mimo wszystko próbowałem dotrzeć do znajdującego się kilkaset metrów dalej zadrzewienia. Liczyłem, że kryją się tam jakieś drobne ptaki wróblowe przed wiatrem i mrozem. Gdy dochodziłem do celu, tuż sprzed moich nóg w pobliżu kępy uschniętych chwastów wyrwały się jakieś furkoczące stworzenia przyprawiając mnie błyskawicznie o palpitację serca. To było kilka kuropatw, które przeleciały kilkadziesiąt metrów po czym zapadły w śnieżną powłokę, niczym w puchową pierzynę na rozległym łożu. Ptaki zapewne żerowały tam szukając czegokolwiek „nasiono-podobnego”, choć przy tak nędznej jadłodajni o żerowaniu raczej mowy być nie może. To bardziej coś na kształt uchwycenia czegokolwiek przy dużej dozie szczęścia. I zrobiło mi się niewymownie szkoda tych nieszczęsnych stworzeń. Dla dwunożnego, dobrze odżywionego ssaka (może nawet zbyt dobrze), odzianego ciepło (z kalesonami włącznie), w wygodnym obuwiu (wysokim) dłuższa przechadzka w takich warunkach nie była przyjemnością. W dodatku cały czas usytuowane z tyłu głowy zapewnienie i przeświadczenie, że w każdej chwili można wrócić do pieleszy i ciepełka domowego było dodatkowym atutem. Kuropatwy natomiast całe schowane w śniegu i pod śniegiem, na czas bliżej nieokreślony, uzależniony od łaskawości aury i często niewiarygodnych prognoz meteorologów. W takich warunkach przeżyć, będąc stworzeniem o takiej charakterystyce, to trzeba zdecydowanie posiadać jakieś walory nadprzyrodzone, o którym się fizjologom nie śniło!!!

 JAK NIE DZIOBEM JE TO ŚRUTEM

 Nie tylko zima dziesiątkuje i ogranicza możliwości kuropatw. W sezonie lęgowym również nie kolorowo. A jak ma być inaczej, jeżeli swoje gniazda zakłada się bezpośrednio na ziemi. Wprawdzie kuropatwy ukrywają je w gąszczu roślin, trochę maskują, trochę kamuflują, trochę cudują… Jednak w świecie zwierząt, w świecie wyostrzonych zmysłów, w świecie wyczulonych nosów, w świecie bystrości i beznamiętnej systematyczności, dobra kryjówka, która by uszła uwadze czujnych, wszędobylskich, prześwietlających przestrzeń na wskroś licznych drapieżników graniczy chyba z cudem. I tu po raz kolejny „nadprzyrodzoność” i „superkurość” się potwierdza. Lista łasych na kuropatwie jaja i przychówek niesłychanie liczna: od wałęsających się psów i kotów, przez dziki, borsuki, lisy, po kruki, wrony, bociany, błotniaki i całą masę innych mieszkańców łąk i pól. Jak się przeciwstawić tym licznym drapieżnikom, często dużo większym, wyposażonym w ostre kły, dzioby i pazury mając do dyspozycji krępą sylwetkę, krótki dziobek i dosyć mocne nogi, jak przystało na kurę. Walka nie wchodzi w grę, tylko lawirowanie, czujność, zapobiegliwość, a czasami może i domieszka desperacji lub agresji. Trzeba mierzyć siły na zamiary i dostosowywać swój plan do zagrożenia. Co prawda natura trochę doposażyła kuropatwy, takim bonusem na starcie, w postaci możliwości licznego zniesienia. W przypadku nieuniknionych strat w lęgach duża ilość piskląt to większe nadzieje na dochowanie jakiejś części potomstwa. Kuropatwa składa przeważnie 15-17 jaj, a samice – rekordzistki nawet do 24. Dodatkowo jeżeli wszystko przepadnie i jakiś drapieżnik szybko splądruje gniazdo, kuropatwy są w stanie powtórzyć lęg.

To jednak nie wszystko. Tym razem już zupełna porażka. Nie dosyć, że zimą ciężko, nie dosyć, że wiosną i latem ciężko to… jesienią również ciężko. Przy tylu zagrożeniach i tylu przeciwnikach zaraz po wakacjach w kolejce do tych sympatycznych kurek ustawiają się amatorzy strzałów z dwururek i dubeltówek. Kuropatwa niestety jest ptakiem łownym, a prawny okres polowań na te ptaki trwa od 11 września do 21 października, a w drodze odłowu (co by to nie miało oznaczać) -  do  15 stycznia. Jakim cudem ta topniejąca populacja kuropatw jeszcze daje radę utrzymać w naszym kraju liczebność szacowaną na ok. 300 tysięcy ptaków, nie mam pojęcia. Te ptaki po prostu mają moc! To „superkury” bezwzględnie.

A cała historia o kuropatwach dlatego w tym miejscu, że w październiku po raz pierwszy udało się zaobserwować obecność stada kuropatw na terenie składowiska w ZUOK Spytkowo.  Osiem ptaków zręcznie przemierzało porośniętą chwastami część placu, a całe zajście miało miejsce (tak się fajnie złożyło) podczas wizyty Młodzieżowej Grupy Badawczej Ptaków Wysypisk „Kania”. Dla dużej części młodych miłośników ptaków była to pierwsza okazja i pierwsza możliwość obserwowania tych ptaków z bliskiej odległości. Oczywiście stado powoli, aczkolwiek miarowo kierowało się w przeciwną stronę. Jednak każdy mógł do woli napatrzeć się na te niezwykłe ptaki oraz zrobić im zdjęcia. Dziękujemy zatem kuropatwom, że mimo swoich problemów, napiętego grafiku i harmonogramu dnia oraz trwającego sezonu polowań, zaszczyciły nas swoją obecnością i wpadły w sobotę do ZUOK-u na spotkanie z dzieciakami.  Ale proszę Państwa, takie są właśnie te ptaki - z sercem na dłoni i pozytywnym nastawieniem. W końcu posiadanie tytułu „superkury” zobowiązuje!!! Uczmy się od kur i kuropatw – odporności, wytrwałości, hartu ducha! Uczmy się od kuraków -  wszystkiego!!!